#13:

Dlaczego nie pisze się epilogów dla postaci drugoplanowych?
Dlaczego postacie drugoplanowe nie mogą tworzyć najważniejszego wątku całego opowiadania, zostając jednak wciąż połowicznie anonimowe i… drugoplanowe.
Ja, narrator, nie lubię zakończeń. Są płytkie. Albo kiepskie, albo przerysowane. Oklepane i przewidywalne. Nie znalazł się jeszcze ktoś, kto by mnie zaskoczył.
Tym razem także nie będzie inaczej. Ale zanim przejdziemy do krainy radości i szczęścia, zatrzymajmy się tutaj i uświadommy sobie, że nie wszyscy są dzisiaj tacy weseli.
Raz, dwa, trzy. Próba mikrofonu. Westchnienie. Jęk. Oddech. Co my tutaj właściwie robimy?
- Marietta? Jesteś gotowa? – silny angielski akcent w połączenie z kaleczonym językiem rosyjskim zdecydowanie nie brzmi dobrze.
Kiwa głową, odchyla się na oparcie krzesła, zamyka oczy.
Nieważne, gdzie teraz jesteśmy. Nieważne, co teraz robimy. Nieważne.
Ileż to razy w planach mieliśmy się nie zakochać…
Jest cicho, duszno, pusto, a ona biedna cierpi.
Bo kawałek jej duszy jest teraz ogromnie szczęśliwy.
- Łukasz. Łukasz, obudź się!
Powoli otwierasz oczy. Razi cię światło. Nie kontaktujesz przez chwilę, a potem – pstryk – dotyk jej warg na skórze twojego ramienia sprawia,  że przechodzą cię dreszcze. Odwracasz się na bok i pomagasz jej znaleźć drogę do swoich ust. Zaskoczona twoim nagłym ruchem, jęczy, kładzie dłoni zaciśnięte w pięści przy twojej klatce piersiowej, jakby chciała cię odepchnąć. Ale nie robi tego.
Przedłużasz pocałunek do momentu, gdy nie możesz już złapać tchu. Odsuwasz się na kilka milimetrów, oboje łapczywie chłoniecie powietrze. Patrzysz w jej wielkie, błyszczące oczy, uśmiechasz się lubieżnie. Kładziesz dłonie na jej udach, wolno suniesz po gładkiej skórze, odchylasz materiał delikatnej koszulki, w której sypia.
- Łukasz – karci cię szeptem, przewracając oczami, gdy nie przestajesz – Nie mamy na to… - nie kończy, bo jęk mimowolnie wydobywa się z jej krtani. Spogląda na ciebie, w jej oczach kryją się iskry. Nie przestajesz dotykać. Dłonią przesuwasz po wewnętrznych częściach uda. Rumieni się, gdy uświadamia sobie, że się nią bawisz. Nie umie ci się oprzeć. Ty jej też nie. Jesteście szczęśliwi. Nareszcie.
A głos Marietty drży, gdy śpiewa.



Koniec


jest krótko i słodko - gorzko . ale tak musi być . <3
dziękuję wam bardzo .
do zobaczenia . 
Świetlik .

#12:

Czesław Śpiewa – Zanim Pójdę

Zuzia kręci się po kuchni od rana, zupełnie świadoma tego, że Łukasza nie ma w swoim pokoju, nie ma go w swoim mieszkaniu i już na pewno nie ma go na treningu, bo zadzwoniła i dowiedziała się, że ma wolne. Jest wiec święcie przekonana, że spędził gorący wieczór z jakąś równie gorącą kobietą na gorącej randce i przypieczętował to gorącym aktem. A ona sprezentuje mu gorącą szarlotkę, jak tylko wróci do domu.
Ma tylko nadzieję, że gorącą kobietą u jego boku nie była Marietta – ją najtrudniej byłoby zabić, bo zdążyły się polubić. Zuzanna zniosłaby jakąś pierwszą lepszą panienkę z baru, bo przecież jej chłopak musi się troszkę wyszaleć przed poważnym związkiem, to jasne. Taką nieznaną, bezimienną cytatą blondynkę łatwiej byłoby udusić niż smukłą, powabną, inteligentną Mariettę.
Biedna dziewczyna, już trzeci raz przypaliła się, przechodząc za blisko piekarnika. A to wszystko przez ciebie, Łukaszu i przez twoje idiotyczne rozmieszczenie sprzętów AGD w kuchni. Oraz przez fakt, że nie ma cię przy niej.
Jest po dwunastej, gdy budzisz się w sypialni Marietty, nagi, zaspokojony, szczęśliwy i głodny. Masz wrażenie, że mógłbyś teraz przenosić góry, grać na kobzie, tańczyć merengue i naprawiać statki kosmiczne, wszystko to na raz.
Dziewczyny nie ma przy tobie. Jest w kuchni. W twojej koszuli stoi obok okna z kubkiem kawy w dłoni i czeka na grzanki, patrząc na niewielkich ludzi za szybą i ich wiecznie zabiegany świat. Dla niej życie sunie powoli do przodu, przynajmniej dzisiaj i bardzo jej z tym dobrze, bo czuje się szczęśliwa.
Jakim TY, Łukaszu, musisz być szczęściarzem, skoro jednocześnie gotują dla ciebie dwie kobiety? Jedna z czystą wdzięcznością, druga z desperacją. Jedna tak tylko, na odczepnego, a druga z pełnym zaangażowaniem. Jedna ze świadomością, że jesteś przy niej, a druga z obawą, że nigdy nie będziesz.
Teraz tylko czas na ciebie. Twój wybór.
Ale chyba już go dokonałeś, prawda? W końcu tylko do jednej kobiety podchodzisz i całujesz ją w dłoń, w ramię, w szyję i w końcu w usta. Tylko o jednej teraz myślisz. Tylko ta jedna jest dla ciebie wszystkim. Marietta.
Podobno ludzie lubią wracać do domu. Ty bardziej wolisz odkrywać. Dlatego właśnie ta konfrontacja jest dla ciebie prosta: przeszłość kontra przyszłość, Zuzia kontra Marietta.
Wybrałeś, bardzo dobrze. Nie możemy oceniać czy poprawnie, czy nie, bo to nie jest nasze życie, ale twoje. Skoro więc czujesz, że nie chcesz gubić się w przeszłości, dlaczego czekasz na jakąś reakcję z naszej strony? Oczekujesz od nas aprobaty czy wolisz, byśmy cię zbesztali? Przez cały czas jęczysz i błagasz o swobodny wybór, a teraz nagle się wahasz i masz wyrzuty sumienia? O co? O to, że przy Marietcie czujesz swoje skrzydła, a przy Zuzi czujesz się bezpieczny, kompletny i wreszcie pewny?
Po co bawisz się ich uczuciami? Odtrąciłeś Zuzannę, skupiłeś się na Rosjance. Czego chcesz teraz?
Nie zauważyłeś jeszcze, Łukaszu, że straszny z ciebie egoista? Kierowałeś się cały czas tylko sobą – tym, czego chciałeś, tym, czego potrzebowałeś, tym, co było dla ciebie akurat wygodne. A co z Mariettą? Dobrze, nie – masz rację. Nie Marietta jest tutaj ważna. Marietta jest tylko twoją przygodą, tak samo zafascynowana waszym związkiem jak ty. Także się bawi całą tą sytuacją, ma prawo. Odkrywacie się nawzajem, upajacie się sobą, kochacie się, ale to nie jest miłość. To jest czysta fascynacja. Przytulasz się do niej i czujesz całą waszą wczorajszą noc – pasję, bliskość i namiętność. Ale nie jesteś pewnie, czy chcesz się przy niej budzić codziennie. Czy chcesz, żeby to ona robiła ci kawę przed treningiem? Czy chcesz, żeby to ona witała cię po treningu?
Nie potrafisz nawet podjąć prostej decyzji. I ty się nazywasz dorosłym facetem?
    ***
Wracasz do mieszkania, przerażony jak jeszcze nigdy. Co zastajesz?
Zuzia siedzi w kuchni, chowa twarz w dłoniach i płacze. Jej kot kręci się gdzieś przy jej stopach i nawet on wydaje się smutny. Patrzy na ciebie złowrogo. Boisz się zbliżyć, po pewnie ci przyłoży. Jakoś. Rozora twoją śliczną twarzyczkę pazurkami i już nigdy nie poślesz pani w spożywczaku uśmiechu.
Boli cię serce, boli cię głowa, nagle cały czujesz się wyczerpany – słyszysz, jak dziewczyna szlocha cicho, w kuchni pachnie spalenizną, a Ma zaczyna się do ciebie zbliżać.
To jest zdecydowanie najsmutniejszy obrazek jaki widzisz w całym swoim życiu – powinieneś dostać porządnego kopa za to, że to ty jesteś sprawcą jej bólu. Brawo, Łukasz, w końcu to sobie uświadomiłeś – to ty spieprzyłeś. Desperacko próbowałeś odsunąć ją od siebie, bo się bałeś. Tak, wiemy już o tym: TY, wielki, wspaniały siatkarz zapatrzony w siebie tak bardzo, że nie dostrzega innych, zakochał się i wreszcie uświadomił sobie, że do tej pory zniszczył już chyba wszystko.
Zniszczył jej marzenia, jej nadzieje, całą ją. Zniszczył Zuzię. Sprawił, że jej niewielkie serduszko rozpadło się na maleńkie kawałeczki, które przy każdym wdechu sprawiają ogromny ból, bo wbijają się w ciało. Cholernie trudno będzie pozbierać je do kupy, ogarnąć, zszyć albo posklejać.
Podejmiesz się tego, czy stchórzysz?
Znasz już odpowiedź.
- Zuziu?
Wchodzisz cicho do kuchni, patrzysz, jak zamiera i zbliżasz się, ale ona wciąż nie podnosi głowy. Kot prycha na ciebie, ale posłusznie schodzi ci z drogi. Czyżby wyczuł twoje zamiary?
- Zuziu… - powtarzasz, kucając tuż obok niej.
- Zostaw mnie – prosi cię cicho – Wiem, gdzie byłeś.
Te słowa są niemal jak cios. Czujesz je wszędzie, czujesz jak pieką, jak palą skórę.
- Byłem z Mariettą…
Po co jej to mówisz, idioto? Nie widzisz, jak się wzdryga? Jak cicho jęczy? Miałeś ją poskładać, a nie rozdeptać!
- …ale myślałem o tobie.
Łukasz, ty naprawdę jesteś egoistą.
- Na co liczysz? – pyta cię nagle, podnoszą głowę. Widzisz łzy na policzkach, czerwone oczy bladą cerę, ale wciąż jest dla ciebie najpiękniejszą kobietą na ziemi. Nie wiesz, co się z tobą dzieje. Nie wiesz, co mogłoby naprawić całą tą sytuację. Wiesz jedno – bez niej nie przetrwasz. Szybko się podnosisz, nim ona zdąży jakkolwiek zareagować i bierzesz ją w ramiona. Dotykasz jej skóry i czujesz się bezpiecznie. Wtulasz twarz w jej włosy i czujesz się spełniony. Nie odtrąca cię, więc czujesz się szczęśliwy. Jest dla ciebie nadzieja.

- Na nic już nie liczę – informujesz ją szeptem – Tylko mnie kochaj.






romantycznysłodkickliwybezsensu epilog będzie .

#11:

Scorpions – Wind of Change

Mimo iż pomysł wydawał jej się głupi, niepotrzebny, okropny i ogólnie zbytek łaski, świetnie się bawiła – musiała to przyznać, choćby po to, żeby w końcu na jej twarzy mógł bezkarnie pojawić się uśmiech, a nie tylko wszechogarniające niezadowolenie.
Co prawda, gotować się jeszcze niczego nie nauczyła, ale sympatyczny szef w prawdziwym, białym, wielkim, kucharskim kapeluszu zapewnił ją i kilkanaście innych osób, że jeszcze zrobi z nich zawodowców. Dzisiejsze spotkanie było tylko… hmm… jak to się… „przygotowawcze”?… Nie…
Organizacyjne, o tak.
Zuzia siedziała sobie grzecznie na wygodnym krzesełku w naprawdę uroczej restauracji i jej zły humor gdzieś po prostu odleciał. To chyba przez ten tłum pozytywnie nastawionych i przyjaźnie usposobionych osób, który ją otaczał. Nie mogła się oprzeć dołączeniu do ich wesołej gromady.
Nastroju nie zepsuło jej nawet towarzystwo Łukasza, na którego przecież była piekielnie zła, o czym musiała sobie przypominać jakoś co dziesięć minut. Zastosowała jednak typowo kobiecą taktykę – milczenie. Odezwała się do niego tylko raz, żeby zapytać: 
- Po co to wszystko?
Uśmiechnął się do niej tak bardzo czarująco, że aż ją to zabolało.
- Prezent powitalny – wyjaśnił.
Jasne. Dobrze. Niech będzie. Skoro już siedzi w tej Rosji, może przynajmniej nauczy się czegoś pożytecznego? Podobno przez żołądek łatwo jest się dostać do serca… Hmm… Tylko jak to działa w przypadku, kiedy to serce jest już zapchane wschodnimi przekąskami na wynos w obcisłych sukienkach? Czy na coś takiego jest jakiś specjalny przepis?
Trzeba będzie to sprawdzić. Bardzo dokładnie.
***
- Nie masz wrażenia, ze jesteś dla niej trochę niemiły? – pyta cię Marietta, gdy już wchodzisz do jej mieszkania.
Ma na sobie czerwoną sukienkę z waszego pierwszego spotkania i już samo to skutecznie przytępia twoje zmysłu. To, jak materiał opina się na jej piersiach. To, jak słodko wyglądają w tym ciuszku jej nogi. To, jak kolor podkreśla jej opaleniznę. Jest piękna. Cała ona.
Zmuszasz się, żeby spojrzeć jej w oczy i już wiesz, co dzisiaj się wydarzy. Czujesz to. To wysyła sygnały. Wibruje w powietrzu. Mimowolnie na twojej twarzy pojawia się łobuzerski uśmiech. Wzruszasz ramionami.
- Dałem jej prezent – odpowiadasz, zdejmując sportową kurtkę, ale twój głos jest zdecydowanie za bardzo zachrypnięty.
Widzisz wszystkie emocje na jej twarzy, podoba ci się to.
- Żeby się jej pozbyć – zauważa, a ty wiesz, że już wcale nie jest skupiona na rozmowie. Rozbiera cię wzrokiem – i żeby mieć czas na…  
Podchodzisz do niej i łapiesz ją w tali, co skutecznie zapiera dech wam obojgu.
- Na ciebie – kończysz za nią i wpijasz się mocno w jej usta. Nie protestuje, zgadza się, odpowiada równie mocno, przyciąga cię do siebie. Dłońmi uczepiasz się jej bioder, a ona wplata swoje ręce w twoje włosy. Odurza cię jej słodki, kobiecy zapach. Cieszysz się nim. Długo na to czekałeś. Przesuwasz dłońmi po jej plecach, na co reaguje drżeniem. Gryzie cię lekko w dolną wargę i ciągnie. Znajdujesz zamek jej sukienki i rozpinasz go powoli, drugą dłonią gładząc jej odkrywającą się stopniowo skórę.
- Nie tutaj – zatrzymuje cię, gdy docierasz do końca. Otwiera oczy i wbija w ciebie zamglony, rozmarzony wzrok – W sypialni – szepcze, łapie cię za koszulę, odwraca się i prowadzi do odpowiedniego pokoju. Zauważasz, że nie ma na sobie stanika. Robi ci się gorąco. Zaczynasz rozpinać koszulę. Marietta zamyka za wami drzwi i podchodzi do ciebie.
- Ja to zrobię – niemal prosi i zastępuje twoje palce. Zajmuje jej to chwilkę. Pomaga ci się wyswobodzić z rękawów i niechciany ciuch rzucacie w kąt. Kładzie dłonie na twojej klatce piersiowej i powoli przesuwa je po wyraźnych, twardych mięśniach brzucha. Przysuwasz ją do siebie, pochylasz się i składasz pocałunek na jej ramieniu. Zsuwasz z niej ramiączka sukienki i pozwalasz, żeby opadła na podłogę. Ustami wyznaczasz szlak przez jej obojczyk, kładziesz dłonie na jej ramionach i suniesz nimi w dół. Łapiesz ją za ręce i splatasz wasze palce. Otwierasz oczy, odsuwasz się i patrzysz na nią.
Rumieni się pod intensywnością twojego wzroku. Jej gładka skóra jest zaróżowiona i idealna. Błyszczy w wątłym świetle latarni zza okna. Lubisz patrzeć na piękno, to powszechnie znana prawda. A Marietta właśnie taka jest – idealnie piękna, perfekcyjna, cudownie doskonała. Boisz się jej dotykać, żeby nijak nie zniszczyć tej słodkiej figury, tego pięknego ciała. Jednocześnie wyrywasz się do niej, bo mało ci – wciąż ci mało. Chciałbyś już być w niej, przy niej, dla niej. Cały jej. Niesamowita dziewczyna, nawet nie wie, jak wielką władzę ma nad tobą. Zrobiłbyś dla niej wszystko w tej chwili. Wszystko, czego tylko by zażądała. 
Unosisz spojrzenie i wasze oczy spotykają się. Jednym ruchem przyciągasz ją do siebie – trochę za mocno, czujesz jak musi łapać równowagę, przytulona do twojego ciała. Drażni cię wypukłość jej piersi, które napierają na twój tors, ale to przyjemna tortura. Puszczasz jej ręce i kładziesz na swoich biodrach. Nie spodziewałeś się, że będzie taka niepewna i nieśmiała. Czyżbyś to ty ją onieśmielał? Nieważne, póki ci się to podoba. Patrzysz w jej szeroko otwarte oczy, mimowolnie zerkasz szybko na rozchylone, opuchnięte od pocałunków, malinowe usta, sięgasz dłońmi jej pleców, drażnisz skórę dotykiem. Ona przytula się do ciebie i trwacie tak przez sekundę. Później bardzo wolno odchylasz jej głowę, wyginasz całe ciało w łuk. Po sekundzie ukazują się jej nagie piersi i wyraźnie sterczące sutki. Nie masz odwagi spojrzeć na nie, zbyt wulgarne wydaje ci się teraz zwyczajne bezsensowne gapienie się na jej nagość. Chcesz dać jej coś więcej. Jednocześnie kładziesz dłoń na jej piersi i całujesz jej usta, żeby była w stanie poczuć, jak bardzo zależy ci zarówno na jej duszy i ciele. Niech wie, że nie robisz tego z czystej chęci zaspokojenia własnych potrzeb, ale z jakiegoś nieznanego ci jeszcze, głębszego i o wiele bardziej romantycznego powodu, niż byś chciał.



skąd ja biorę takie stare piosenki?

----
z grudniem startuje http://dopieronocedopierodni.blogspot.com/;
na mikołajki będzie nowy projekt: http://rzeszowskiebrednie.blogspot.com/
P.S. kłamałam, gdy kiedyś wspominałam, że znudził mi się Zbyszek jako casanova . <3

#10:

Anberlin – True Faith

- Wciąż boli cię głowa? – zapytał, otwierając jej samochodowe drzwi od strony pasażera.
- Nie – odpowiedziała, wsiadając zgrabnie – Teraz boli mnie serce.
Łukasz zamknął za nią drzwi, a ona stalowym wzrokiem wpatrywała się uparcie przed siebie.
- Auć – mruknął w ramach komentarza, obszedł wolno samochód i usiadł za kierownicą.
- Gdzie jedziemy? – zapytała, gdy wyjeżdżali z parkingu.
- Przekonasz się.
- Nie możesz powiedzieć mi teraz?
- Nie możesz chwilę poczekać?
- Nie.
- No właśnie.
Prychnęła i odwróciła się w stronę szyby.
Łukasz przyjrzał jej się uważniej, gdy zatrzymali się na czerwonym.
- Ładnie wyglądasz.
Miło, że zauważył. Miała na sobie białą sukienkę nieco za kolano, czarne, wysokie buty i płaszcz koloru zieleni.
- Dostosowałam się do polecenia – stwierdziła chłodno.
- Teraz będziesz dla mnie niemiła?
- Nie, dlaczego? – spytała z sarkazmem.
- Och, no nie wiem – dostosował się do jej zaczepnego tonu – Może dlatego, że nie chciałem z tobą spać, kiedy byłaś kompletnie pijana?
Zabolało. Dłuższą chwilę zajęło jej wymyślenie jakiejś ciętej riposty.
- Marietcie byś nie odmówił.
- Jesteś zazdrosna? – to było pytanie.
- Jesteś nienormalny – to pytaniem nie było.
- Może byśmy tak…
- Co?  
- Nie, nic już.
- Powiedz mi, jeśli już zacząłeś…
- Przyjechałaś tutaj dla mnie?
- Do twojego mieszkania? No, chyba raczej, że dla…
- Do Rosji.
- Nie – odpowiedziała szybko. Za szybko – Przyjechałam tu dla siebie – sprostowała.
- Kłócimy się. Dawno tego nie robiliśmy.
- To nie jest kłótnia. To rozmowa.
- To kłótnia.
- Przestań – zirytowała się – Gdzie mnie zabierasz?
- Zobaczysz.
- Wkurzasz mnie, Łukasz.
- I vice versa, mała.
Budynek, przed którym się zatrzymali, okazał się być wielką restauracją w centrum. Utrzymany był w typowym, moskiewskim stylu i wyglądał na raczej stary, ale przez to był bardziej uroczy. Malowane drewno, okiennice, lampiony zawieszone nad drzwiami, balustrady z rzeźbionymi głowami zwierząt. Był piękny. Zdecydowanie miał jakiś magiczny urok w całym tym miejskim zgiełku. Urok i dziwną intymność.
Zuzanna spojrzała na niego obojętnie.
- Co to jest? Co my tu robimy?  
- Ratujemy ludzkie życia – odpowiedział wymijająco.
Spojrzała na niego i uniosła brew.
- Nauczymy cię gotować – wyjaśnił z zadziornym uśmiechem.


Och, Łukaszu. Śniłeś mi się dzisiaj.

#9:

Katerine – Ayo Technology

Zuza obudziła się dopiero po jedenastej. O tej porze w sypialni było tak jasno, że zaczęło jej to przeszkadzać.
Pierwszą rzeczą, jaką odkryła po przebudzeniu to fakt, że było jej bardzo, bardzo gorąco. Potem zorientowała się, że nie do końca pamięta, jak właściwie się tu znalazła. Jeszcze kilka sekund zajęło jej uświadomienie sobie, że ten okropny ból głowy to kac.
O Jezusie. Jak ona tego nienawidzi.
Fakty zaczęły do niej docierać dopiero po jakichś dziesięciu minutach gorącego, zbawiennego prysznicu. Przypomniała sobie wino, Mariettę, wspólne plany co do spotkania się kiedyś na mieście, wymianę informacji na temat Łukasza, samego Łukasza i fakt, że praktycznie zaniósł ją do sypialni. I gwiazdy.
- O, nie… - mruknęła do siebie i uderzyła kilka razy głową w ścianę.
Czuła dokładnie każdy centymetr swojego ciała, czaszkę i gardło jakoś szczególnie. Na jej nieszczęście, zbawienna moc prysznica przestała działać i chyba coś zepsuła, bo jej gorący strumień, zmienił się nagle w lodowaty orzeźwiacz.
- Ugh – jęknęła.
Doczołganie się do sypialni zajęło jej zdecydowanie za dużo czasu; cudem było to, że sama się jakoś ubrała, a już na granicy boskiej interwencji można by było zamieścić fakt, że dotarła do kuchni.
Nie zauważyła niczego dziwnego… Właściwie nie zauważyła nikogo, ani niczego, dopóki nie usiadła przy stole i nie wypiła postawionej tam szklanki z wodą i rozpuszczoną w niej aspiryną. Połknęła wszystko duszkiem.
- Nienawidzę alkoholu – oznajmiła.
Pusta szklanka szybko napełniła się jakąś pomarańczową cieczą, a puste miejsce obok niej zajął talerz z jajecznicą ze szczypiorkiem. Czując jej zapach, skrzywiła się.
- Jeśli tego nie zjesz, będę zmuszony cię nakarmić.
Hmm, to była dla niej bardzo kusząca propozycja… Odchrząknęła, wzięła w dłoń widelec i podniosła wzrok:
- Myślałam, że cię nie ma.
Łukasz usiadł naprzeciw niej i nie mógł powstrzymać uśmiechu. Doskonale pamiętał swoją nastoletnią przyjaciółkę, która szalała na imprezach razem z nim i swoim bratem. Zawsze długo je odchorowywała, ale nigdy się nie oszczędzała, głupia. To, że dzisiaj wyglądała dokładnie tak samo jak kiedyś – nieumalowana, marudna, zła na cały świat, spragniona i skacowana – sprawiało mu jakąś niewyobrażalną radość, bo przypominało piękne czasy, gdy niczym nie musiał się przejmować.
- Wróciłem wcześniej – wzruszyłeś, Łukaszu, ramionami, patrząc na Ma, który zaczął się kręcić koło stóp właścicielki. Dzisiaj o nim nie zapomniałeś. Ba, nawet zdążyliście się zaprzyjaźnić – nie podrapał cię, kiedy zaoferowałeś mu jedzenie.
Zuzia spojrzała przelotnie na zegarek. Było po dwunastej.
- Dużo wcześniej.
- Darowałem sobie siłownie.
- Bo?
Zanim odpowiedział, stłumił szeroki uśmiech i upił łyk kawy.
- Pomyślałem, że ci się przydam.
Ból głowy stopniowo mijał pod wpływem mocy tabletki, więc zaczęło do niej docierać więcej bodźców. Na przykład inne zapachy niż ta cholerna jajecznica.
- Czy to kawa?
Spojrzałeś na swój kubek i potwierdziłeś skinieniem głowy, na co dziewczyna bez zbędnych ceregieli wyrwała ci go z rąk i wypiła.
Przyglądałeś się jej, marszcząc brwi.
- Gdybym wiedział, że pijesz kawę to też bym ci zrobił.
Zuzanna odłożyła pusty kubek z głośnym brzdęknięciem, a potem sięgnęła po swoją szklankę z sokiem pomarańczowym.
- Nie lubię kawy – stwierdziła i zabrała się za picie. Po chwili odsunęła szkło od siebie i skrzywiła się.
- Ugh. Kwaśne.
- Świeżo wyciskane.
- Masz czas, żeby bawić się w coś takiego?
- Ostatnio mam dużo czasu.
- Tak? I co zamierzasz z nim zrobić? – spojrzała na niego uważnie.
Łobuzerski błysk pojawił się w jego oku.
- Ubierz się ładnie. Wychodzimy.






powinnam robić tyle rzeczy, ale mi się nie chce .

#8:

t. A.T. u. – All About Us

Zuza poprosiła cię, żebyś poczytał jej bajkę o Kopciuszku, kiedy prowadziłeś ją – raczej wlokłeś – do sypialni. Wcześniej jakimś cudem udało ci się odtransportować Mariettę do taksówki i przepłacić za bezpieczne odstawienie jej do domu, gdziekolwiek on by nie był.
- Proszę, tylko jedna bajka.
Sam nie wiedziałeś, jak powinieneś na to zareagować, bo… no, Słodki Jezusie, skąd ty niby miałeś mieć bajkę o Kopciuszku?! Nie, żeby brakowało ci dobrej edukacji, tudzież znajomości tej lektury, ale znałeś podstawy – „za siedmioma lasami”, księcia na białym koniu i happy end, te sprawy. Miałeś może mały niedobór w kwestii dialogów, postaci i ogólnego czasu i miejsca akcji. Dlatego nieelegancko udałeś, że w ogóle nie usłyszałeś jej prośby.
- Cudowny dzień – widocznie dziewczyna zmieniła taktykę, bo widząc wielkie okna w sypialni, zaczęła się ku nim wyrywać – Pooglądajmy gwiazdy! – zaproponowała z entuzjazmem.
- Stąd ich nie widać – stłumiłeś jej radość i usadziłeś ją na łóżku. Spojrzała na ciebie szklistym wzrokiem i uśmiechnęła się radośnie, jakbyś właśnie oznajmił jej, że wygrała milion dolarów. Boże, całkowicie się spiła!
- Gwiazdy są takie piękne – stwierdziła w przypływie nagłego natchnienia i przymknęła powieki. Potrząsnąłeś jej ramionami:
- Nie zasypiaj! – poprosiłeś.
- Nie zasypiam – wyszeptała, chwiejąc się bezwładnie to w prawo, to w lewo.
Ostrożnie zdjąłeś jej przez głowę sweter. Potem pozwoliłeś jej opaść na łóżko i rozpiąłeś guzik dżinsów.
- Taki piękny dzień – mamrotała, gdy zdejmowałeś z niej spodnie – Taki piękny i cudowny.
Została w samych majtkach i podkoszulku.
- Chcesz coś do jedzenia? – przypomniałeś sobie nagle.
Pokręciła głową, nie otwierając oczu.
- Do picia?
- Nie… - wymamrotała – chciałabym gwiazdy.
Uśmiechnąłeś się i delikatnie przeniosłeś jej ciało o te parę centymetrów, żeby wygodniej ułożyć ją na łóżku. Otworzyła oczy, gdy się odsunąłeś, żeby przykryć ją kołdrą.
- Gdzie moje gwiazdy? – spytała bardzo poważnie.
Nagle na łóżko wskoczył Ma i popatrzył na ciebie nieufnie. Całkiem o nim zapomniałeś! Ciekawe, gdzie się ukrywał, gdy jego właścicielka tak świetnie się bawiła.
Zuzia przyglądała ci się.
- Nie mam dla ciebie gwiazd – powiedziałeś ze smutkiem.
Westchnęła ciężko, jakbyś sprawił jej niemal fizyczny ból.
- Nie szkodzi – stwierdziła po chwili. Złapała cię za rękę i pociągnęła do siebie – Śpij ze mną.
- Zuza…
- Proszę.
Przełknąłeś głośno ślinę.
- Jesteś pijana, a to jest zły pomysł.
- Wcale nie – zaprzeczyła gorąco, uparta istota.
- Nie – powtórzyłeś bardziej stanowczo.
Ma miauknął i ułożył się obok swojej właścicielki.
Znowu westchnęła.
- Nie mam ani gwiazd, ani ciebie – stwierdziła z wyrzutem.
Przemilczałeś to, popchnąłeś ją lekko na łóżko i przykryłeś kołdrą.
- Przepraszam – powiedziała, zamykając oczy.
- Jesteś pijana. Sama nie wiesz, czego chcesz – wyszedłeś.
Och, Łukaszu, gdybyś tylko wiedział…
Prawdziwym problemem było to, że Zuzia doskonale wiedziała, czego tak naprawdę chce.




#7:

Zaz – On Ira

Jesteś wykończony po treningu, ale wiesz, że to tylko chwilowe. Twoje mięśnie potrzebują po prostu kilkudziesięciu minut, żeby odpocząć i wrócić do swojej zwykłe, biernej formy. Parkując samochód pod budynkiem, w którym mieszkasz, uświadamiasz sobie, że cieszysz się z powrotu do domu. Sam się sobie dziwisz. Wizyta przyjaciółki nie powinna wyciągać z ciebie tak wielu emocji – one powinny być z tobą od zawsze… Więc dlaczego twoje serce teraz drży i stukoce w zniecierpliwieniu i podekscytowaniu?… Uświadamiasz sobie, że powinieneś przemyśleć parę spraw. Kwestia twojego szczęścia pozostaje sprawą dyskusyjną.
Praktycznie wbiegasz na swoje piętro i pośpiesznie otwierasz drzwi mieszkania. Uśmiech na twojej twarzy tężeje, gdy słyszysz głosy. Jeden niewątpliwie należy do Zuzi, ale drugi… Zamierasz z dłonią na klamce, wzdrygasz się, zamykasz drzwi jak najgłośniej i rejestrujesz, że kobiety w salonie milkną.
Źle zrobiłeś, powinieneś troszkę podsłuchać, żeby wiedzieć, w jakich są stosunkach. Co jeśli teraz wpakujesz się w sam środek otwartej wojny? Nie, przestań. To byłoby do nich niepodobne.
Otrząsasz się z tego chwilowego szoku, prostujesz, poprawiasz dłonią włosy, zrzucasz torbę na podłogę.
- Wróciłem – oznajmiasz, ale brzmi to tak żałośnie, że sam się krzywisz.
Słyszysz chichot w pokoju, gdy wchodzisz.
Na kanapie widzisz swoją nowopoznaną koleżankę, Mariettę i jej czekoladowe, piękne oczy wpatrzone w ciebie. Czekoladowe? Hmm, mógłbyś przysiąc, że były niebieskie… Nieważne.
Marietta ma na sobie sukienkę krótką do połowy uda z długim rękawem i zalotnym dekoltem, a na nogach szpilki. Całość w czerni, srebrna opaska w ciemnych włosach dodaje jej blasku. Umalowała się lekko – podkreśliła usta szminką, a oko ciemną kreską. Uśmiecha się, a w ręce trzyma kieliszek. Wino. Z twojej lodówki!
Obok niej na fotelu siedzi wygodnie Zuza, ubrana w dżinsy i zielony sweterek zapinany na guziki. Jest boso, a jej paznokcie są pomalowane pastelowo różowym lakierem. Włosy ma spięte w luźny warkocz, z którego wydostają się pasemka i okalają jej twarz. Jest nieumalowana i zarumieniona, pewnie przez alkohol.
- Cześć – witają się z tobą niemal jednocześnie, a potem wymieniają spojrzenia i wybuchają śmiechem.
Stoisz nad nimi – zmieszany, zdezorientowany i zdenerwowany.
- Jak widzisz, zdążyłyśmy się już poznać - oznajmia ci wesoło Zuzia i jakoś tak automatycznie wskazuje dłonią z kieliszkiem w stronę swojej koleżanki – To jest Marietta.
- Moja nowa znajoma, Zuzanna – dostosowuje się do dziewczyny Rosjanka i czyni w jej kierunku taki sam gest, prezentując ją tobie.
- Bardzo mi miło, że się poznałyście, ale…  - sam nie wiesz co masz robić. Nagle uświadamiasz sobie, że przecież nie rozmawiacie po polsku. Zwracasz zdziwione spojrzenie w stronę swojej przyjaciółki:
- Mówisz po rosyjsku? – pytasz w ojczystym języku.
Wzrusza ramionami, upijając łyk wina.
- Długa historia – zbywa cię machnięciem dłoni – Może się do nas przyłączysz, bo właśnie…?
Zuzia nie ma okazji skończyć swojego wywodu, bo nagle Marietta podnosi się z miejsca. Robi to zgrabnie, ale trochę drżą jej kolana. Zerkasz na butelkę. Zdążyły się już nieźle zabawić.
- Przyjechałam, bo chciałam zabrać cię na randkę, przystojniaku – oznajmia ci odważnie – Ale teraz… Teraz… - waha się – Teraz już chyba nie mam siły – stwierdza inteligentnie – Powinnam już wracać do domu…   
- Zostań! – prosi ją natychmiast Zuzanna – Nie skończyłyśmy jeszcze.
Marietta patrzy na nią niepewnie, ale tylko przez chwilę, bo zaraz siada, podrywa do góry kieliszek i wypija całą jego zawartość, na co ta druga reaguje niepohamowanym śmiechem.
- Zostawiam was – jakoś niespecjalnie widzisz się w tym pomieszczeniu razem z dwiema kobietami znacznie już spitymi – Muszę wziąć prysznic.
Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu, znowu zaczynają się śmiać. Marszczysz brwi, ale pomijasz to milczeniem. Wychodzisz i kierujesz się do sypialni. Odprowadzają cię ich chichoty.
No, bracie. Teraz to dopiero się urządziłeś. Ciekawe jak pozbędziesz się obu tych pijanych kobiet ze swojego domu? Bo, uwierz mi, ich spotkanie szybko się nie skończy…
--- ponad godzinę później ---
Wziąłeś właśnie długi i odprężający prysznic. Bardzo długi. Tak długi, że w efekcie pomarszczyła ci się skóra na palcach, czego bardzo nie lubiłeś. Nie, nie.
Patrzyłeś na siebie w lustrze niewidzącym wzrokiem, bo za bardzo skupiałeś się na głosach, dobiegających z salonu. Sam nie wiedziałeś, jak to się stało, że twoja najlepsza przyjaciółka z dzieciństwa i twoja nowopoznana przyjaciółka z klubu dyskutują sobie po rosyjsku w twoim salonie, w twoim mieszkaniu, pijąc twoje wino i śmieją się, jakby nie miały przed sobą tajemnic i znały się od siódmego roku życia. Zastanawiałeś się nad tym przez chwilę, ale w końcu doszedłeś do prostego wniosku: to kobiety - tego nigdy nie zrozumiesz.
Założyłeś szare, dresowe spodnie, w których sypiałeś tylko wtedy, gdy było ci zimniej niż zwykle. Dzisiaj to konieczność. Normalnie pewnie rzuciłbyś się nago na łóżko i zasnął od razu, w jakiejkolwiek, nawet najbardziej niewygodnej pozycji. Ale to było zanim w twoim mieszkaniu pojawiły się te dwa pijane demony. To mogłoby się dla ciebie bardzo źle skończyć i wolałeś nie ryzykować. Nie wywoływać wilka z lasu czy coś w tym stylu. Dla pewności ubrałeś jeszcze białą koszulkę. Usiadłeś na łóżku, później położyłeś się i czekałeś…
Nigdy nie byłeś cierpliwym człowiekiem, niestety. Teraz ta cecha bardzo by ci się przydała, bo twoje przyjaciółki ewidentnie nie miały jeszcze zamiaru kończyć. Idiotyczna sytuacja.
Nagle poczułeś w sobie niewyobrażalną moc i siłę. Jesteś mężczyzną. Jesteś silnym mężczyzną. Jesteś zdecydowanym mężczyzną. Jesteś panem swojego życia. I swojego mieszkania. Dlatego wstałeś, napiąłeś mięśnie i ruszyłeś do salonu, zakończyć tę niedorzeczną, kobiecą popijawę.  


Vous êtes les étoiles nous somme l'univers
Vous êtes en grain de sable nous sommes le désert
Vous êtes mille phrases et moi je suis la plume
ta piosenka sprawia, że tęsknie . <3





#6:

Steve Moakler – Hesitate

Obudziłeś się cały obolały i przez chwilę zastanawiałeś się, które treningowe ćwiczenie do tego doprowadziło. Po chwili przypomniałeś sobie, że przecież wczoraj nie miałeś żadnego treningu, a twoje bóle pleców i ramion spowodowane są faktem, że przespałeś się na kanapie w salonie.
Powoli, bardzo powoli wszystkie te fakty zaczęły do ciebie uderzać – poranek, kanapa, salon i Zuzia w twojej sypialni.
- Och, ty głupiutki przystojniaku… – westchnąłeś i ponownie zamknąłeś oczy. Twój budzik jeszcze nie zadzwonił, więc…
Zaraz, zaraz. Czy ty w ogóle nastawiłeś budzik?
Praktycznie wyskoczyłeś z łóżka i pierwszą rzeczą, jaką zrobiłeś było poszukiwanie telefonu. W końcu znalazłeś go pod pustym pudełkiem po pizzy. Intensywny zapach ciasta i sosu czosnkowego, który się z niego wydostawał, sprawił, że poczułeś głód, ale jedno zerknięcie na wyświetlacz twojego telefonu całkowicie rozwiało plany smakowitego śniadania. Prawdopodobnie nie zdążysz nawet przegryźć niczego w biegu.
Byłeś bardzo spóźniony – na tyle, by trener zdążył dwukrotnie do ciebie zadzwonić.
Już, już miałeś zamiar wpaść do sypialni, gdy nagle przypomniałeś sobie, komu pozwoliłeś się tam przespać. Wahałeś się tylko przez chwilę – siatkówka znowu była ważniejsza niż cała reszta. Wszedłeś cicho, praktycznie wślizgnąłeś się do środka. Zuzia wciąż spała, skulona i zaplątana w kołdrę. Jej jasne włosy były rozrzucone na puchowej poduszce, a słabe światło wpadające przez wielkie okna nadawało jej skórze jasny, bardzo blady odcień. Uśmiechała się.
Nie miałeś czasu się tym zachwycać, chociaż bardzo chciałeś. Zrezygnowałeś z prysznica, od razu się przebrałeś, zgarnąłeś tylko butelkę wody z lodówki, wziąłeś w dłonie treningową torbę, kluczyki od samochodu i wybiegłeś z mieszkania.
Byłeś już dwa piętra niżej, gdy nagle sobie o czymś przypomniałeś. Biegiem wróciłeś na górę, wpadłeś do przedpokoju i rozejrzałeś się. Klucze leżały w kącie na podłodze, podniosłeś je i przez chwilę obracałeś w dłoniach. Odpiąłeś zapasowy i położyłeś go na blacie stolika w kuchni.
Wyszedłeś, zamykając mieszkanie. Nie mogłeś przecież pozwolić, by ktoś ukradł ci przyjaciółkę.

Pink - Try

Zuza obudziła się bardzo szybko. Zachłannie zagarnęła w płuca powietrze, gdy oślepiło ją światło poranka. Wczoraj sen dopadł ją szybko, dzisiaj z taką samą prędkością ją wypuścił. Chociaż ona była zdania, że mógł trwać i trwać… Był to jeden z tych snów przyjemnych, kiedy człowiek po przebudzeniu ma mieszane uczucia – z jednej strony ma dość, wie, że musi skończyć; ale z drugiej – pospolita rzeczywistość wydaje się za bardzo szara, by w ogóle ruszać się z bezpiecznej, ciepłej pozycji. Sen wydaje się być wybawieniem. Niech trwa.
Gdyby była u siebie – albo chociaż w Polsce – i gdyby Ma nie był tak zachłannym, wiecznie głodnym, upartym kocurem, prawdopodobnie odwróciłaby się na drugi bok i spała by dalej. Nie, to niedorzeczność. Przecież nigdy nie należała do osób, które całymi dniami się wylegują. Nie z jej niewykrytym ADHD.
Mimo wszystko, jest jej niesamowicie trudno wydostać się z łóżka. Czuje się wygodnie, bezpiecznie i dobrze jak jeszcze nigdy. Gładkość pościeli, spokój poranka, zapach – wszystko, co ją otacza. Pachnie inaczej, czuje się inaczej. Nie tak, jak u siebie i to jej odpowiada. Nie jest sobą, ale jest jej naprawdę dobrze. Więc skoro tak wspaniale się czuje, powinna się martwić, że gdzieś się gubi? Że spada? Spada z twarzą ku słońcu, żeby nie widzieć upadku i cieszyć się lotem.
Bredzisz, kochana.
Dlaczego przyjechała do Rosji? Jej brat mieszkał za blisko, zerwała kontakty z koleżankami ze studiów, język znała, więc było to w jej mniemaniu rozwiązanie oczywiste. Nie miała wątpliwości co do tego czy Łukasz ją przyjmie. Zawsze był dla niej dobry.
Niebo się zachmurzyło, całkowicie ukrywając słońce. Było jej zimno w pustym, stygnącym łóżku. Deszcz zaczął bębnić niespokojnie o szyby. Objęła się ramionami i potarła nagie ciało. Stłumiła ziewnięcie i wygramoliła się z łóżka. Czas brać się do roboty.
Zaczęła od zerknięcia na budzik i uświadomienia sobie, że jest już po dziesiątej. Szybki prysznic, lekkie śniadanie i krótki spacer z Ma, żeby zapoznać się z okolicą. Długo zastanawiała się nad tym, czy powinna zrobić obiad – ostatecznie doszła do wniosku, że mogłoby to być zbyt niebezpieczne, szczególnie, że mimo wszystko nie jest u siebie w mieszkaniu i wyrządzone szkody na pewno nie spodobałyby się właścicielowi. Zamiast maratonu wśród książek kucharskich, odwiedziła pobliską cukiernie – dzięki Bogu, słodycze zawsze działają na troski! Wykupiła sporą część jej zasobów.
Nie wiedziała, o której wraca Łukasz, ale stwierdziła, że zaczeka na niego. Dlatego praktycznie cały dzień chodziła głodna, a później zaczęła zajadać się ciasteczkami... Nie była to może zdrowa dieta, ale za to jaka smaczna!
Czekała, czekała i czekała tak długo, że zaczęła przeglądać zawartość jego lodówki tylko po to, żeby poczytać etykietki na opakowaniach. W końcu usłyszała dzwonek do drzwi i pobiegła jak w skowronkach, żeby otworzyć. Nawet nie zastanowiła się nad tym, dlaczego Łukasz miałby czekać, aż ona otworzy mu drzwi do jego własnego mieszkania. A powinna, bo gdy otworzyła, nie zobaczyła Łukasza…




***
wiecie co? ja lubię tego bloga.
Andrzej też. <3
zgadnijcie kogo pozna Zuzia! XD
We wstępie pisałam, że smutno się skończy, ale teraz to już nie wiem czy będę do tego zdolna ... ; c

#5:

Udostępniłeś jej połowę swojej szafy, bo sam miałeś tam niewiele ubrań. Za to Zuzia miała ich sporo. Nie pytałeś, na jak długo przyjechała, ale zapowiadała się przynajmniej dwutygodniowa wizyta. Nie przeszkadzało ci to, w gruncie rzeczy. Czułeś się po prostu dziwnie.
- Śpisz w sypialni – zadecydowałeś. Dziewczyna podniosła na ciebie zdezorientowane spojrzenie, zapinając ostatnią z walizek i wsuwając ją pod łóżko – Ja zajmę kanapę.
- Nie mam zamiaru odbierać ci sypialni – oponowała - Musisz się wysypiać.
- Mam bardzo wygodną kanapę – zapewniłeś ją z uśmiechem, choć wcale nie byłeś o tym przekonany. Jeszcze nie zdarzyło ci się na niej sypiać – Nie upieraj się, mała – poprosiłeś, gdy otwierała ponownie usta – To jest postanowione. Jesteś moim gościem.
- Nieproszonym – zauważyła.
- Niezaproszonym – poprawiłeś – Ale mile widzianym.
Zuzia podniosła się powoli, po czym niepewnie przestąpiła z nogi na nogę.
- Zaproponowałabym ci, że w ramach zadośćuczynienia będę ci gotować czy coś takiego, ale to byłaby bardziej kara niż…
Zaśmiałeś się, widząc jej cierpiętniczą minę.
- Nie ma sprawy – mrugnąłeś do niej – coś wymyślimy.
Szczęśliwym trafem, pozbyliście się tego nieszczęsnego, dziwnego, spalonego całkowicie ciasta i zamówiliście pizzę. Hawajską.
- Tak wygląda twoje Wielkie Rosyjskie Życie? – zapytała dziewczyna, gdy usadowiliście się w salonie. Usiadłeś na kanapie, a ona wybrała miejsce na puchowym dywanie. Siedziała po turecku z talerzem na kolanach, opierając się o biały fotel.
- Nie wiem, o co ci chodzi. To całkiem przyjemne – ugryzłeś wielki kawałek pizzy.
- Żyjesz jak student. Masz tylko trochę lepszą sytuacje finansową – stwierdziła, przytakując sobie z zapałem. Ma plątał się koło jej stóp.
- To mi odpowiada – wzruszyłeś ramionami – Żyję sobie spokojnie, bez stresów i pozostaję wiecznie młody – usadowiłeś się wygodniej – czy to nie piękne? Powinnaś się cieszyć moim szczęściem.
- Cieszę się, ale czy nie powinieneś może…
- Co?
- Spoważnieć.
Wpatrywałeś się w nią przez długie dziesięć sekundę, aż w końcu nie mogłeś się już powstrzymać i wybuchnąłeś śmiechem.
- I ty mi to radzisz, Zuzka?
Nie odpowiedziała – przewróciła oczami i zajęła się swoją pizzą.


***
sens umarł, zagubił się, posmutniał i ryczy, a Kurt mu przygrywa.


#4:

Joan Osborne – What if God was One of Us

Zuzia przywiozła ze sobą kota, którego zauważyłeś dopiero, gdy się od niej oderwałeś. Był rudy, ale na jego ogonie i uszach widniały białe plamy, poza tym był całkowicie zwyczajny, zupełnie nierasowy, dachowiec, znając życie zabrała go ze schroniska albo jeszcze lepiej, prosto z ulicy. Teraz kot patrzył na ciebie uważnie z intensywnością wystarczającą, byś poczuł się nieswojo.
- Cześć – przywitałeś się z nim, bo miałeś wrażenie, że na to właśnie czeka.
- To Ma – przedstawiła go uprzejmie dziewczyna – Ma – zwróciła się do kota – to Łukasz. Łukasz – zerknęła na ciebie – to jest Ma.
- Ma… - zamyśliłeś się na chwilę, szukając neutralnego określenia – To specyficzne imię.
- Podoba mi się – Zuza chyba nie wyczuła nuty ironii w twoim głosie, no trudno – Brzmi tak zagranicznie… Egzotycznie – sprostowała – Egipsko.
Zmarszczyłeś brwi, bo dla ciebie Ma nie brzmiało w ogóle egipsko, raczej absurdalnie.
- Ma – powtórzyła z uniesieniem – Prawie jak Ra, ten bóg słońca. Pasuje do niego – uśmiechnęła się do kota, schyliła i podrapała go za uchem, na co ten zareagował niezwykle obojętnie – Jest taki promienny i słoneczny. Radosny.
Przemilczałeś grzecznie tę uwagę, bo nie miałeś pojęcia, jak kot może być „słoneczny”.
- Co cię sprowadza do Rosji? – zwróciłeś się do swojej przyjaciółki, ale przypomniałeś sobie nagle o zakupach, które potoczyły się już zapewne kilka pięter w dół – O nie – westchnąłeś – Zaraz wracam - zapewniłeś Zuzię i rzuciłeś się pędem na klatkę schodową.
Piętnaście minut później wypakowywałeś już torby na kuchenne blaty i grzecznie chowałeś wszystko tam, gdzie powinno się znaleźć. Oczywiście nie zrobiłbyś tego, gdyby twój gość nie siedział sobie przy kuchennym stole i nie patrzył ci na ręce. Obserwowałeś ją kątem oka. Założyła nogę na nogę i upiła łyk owocowej herbaty. Bez cukru, bo zapomniałeś kupić. Dyskretnie rozglądała się po mieszkaniu. 
- Ładnie się tutaj urządziłeś.
Miałeś szczere wątpliwości czy słowo „urządziłeś” pasuje – ty tylko wniosłeś tutaj swoje rzeczy i wepchnąłeś je do szafy, a kilka książek i parę zdjęć w ramkach ustawiłeś na półkach. Reszta była tu wcześniej i jest do teraz. Nie bawiłeś się w dekoratora wnętrz, nie zdejmowałeś niczego, nawet jeśli coś ci się nie podobało. Niby było to twoje mieszkanie, ale wracając tutaj, czułeś się trochę tak, jakbyś wracał do pokoju hotelowego.
- Dziękuję – odpowiedziałeś grzecznie, zachowując swoje wątpliwości dla siebie.
Zamknąłeś ostatnią kuchenną szafkę i zająłeś miejsce za stołem, vis a vis niej. Ma i jego ruda postać zajęci byli niesamowicie jedną z twoich skarpetek, którą znaleźli na dywanie w salonie. Zawstydziłeś się nagle, że panuje tutaj taki nieporządek. Miałeś wytłumaczenie – nie spodziewałeś się gości, rzadko ktoś cię odwiedzał. Częściej to ty opuszczałeś to miejsce.
- Duże to mieszkanie. Zajmujesz je sam? – może w jej głosie brzmiała jakaś podejrzliwa nuta, a może po prostu ci się wydawało.
- Sam – wzruszyłeś ramionami – Klub na mnie nie oszczędza.
Zwróciła niebieskie oczy w twoją stronę i uśmiechnęła się, gdy pytała:
- Jak ci idzie z siatkówką?
Rozpromieniłeś się nieznacznie.
- Kocham to, jak zwykle.
Przewróciła oczami.
- Nic się nie zmieniłeś – stwierdziła i nagle spoważniała.
- To źle? – zapytałeś, dziwnie poruszony.
- Nie, nie – pokręciła głową i odwróciła wzrok, spoglądając na swojego pupila, który właśnie z zawzięciem wbijał w coś pazury – Tylko muszę ci coś powiedzieć.
Zmartwiłeś się, zmarszczyłeś brwi i jakoś tak odruchowo przesunąłeś dłonią po stole. Złapałeś jej rękę i ścisnąłeś lekko, dając do zrozumienia, że jesteś tutaj i troszczysz się o nią.
Nie podniosła na ciebie wzroku.
- Łukasz… - zaczęła niepewnie – czy mogłabym się tutaj na trochę zatrzymać?
Bardzo chciałeś jej pomóc, więc nie zapytałeś o co chodzi.
- Jasne – zgodziłeś się, posyłając jej półuśmiech.
Jeśli będzie chciała, sama ci powie.



***
Wiecie, dlaczego dodaję dzisiaj ten fragmencik?
BO BYŁAM WCZORAJ NA PIERWSZYM MECZU W MOIM ŻYCIU <3
i trwam w euforii.


MAM AUTOGRAF GRZESIA PILARZA

PS. Zakładka INFORMUJĘ, żyje. 

#3:

Snow Patrol – Called Out in the Dark

Zuzia miała skomplikowany, zmienny i niestabilny charakter, słodki głos, zaraźliwy śmiech i nadpobudliwą naturę. Kochała się w sportach ekstremalnych, ale szybko je zmieniała, nie pozostając żadnemu wierną. Lubiła tańczyć i znęcać się nad tobą psychicznie, drażniąc twoje ego uszczypliwymi komentarzami.
Była od ciebie pięć lat młodsza. Znaliście się z podwórka, bo jako wredna, mała dziewczynka z niewykrytym ADHD często szpiegowała ciebie i swojego starszego brata, gdy próbowaliście znaleźć piracki skarb albo gdy graliście w piłkę. Była waszym cieniem.
Później, jako nastolatka, zakradała się cichaczem do samochodu i jeździła z wami na imprezy, całą drogę leżąc w bagażniku albo na tylnym siedzeniu, przykryta kocem. Później wyskakiwała, krzyczała do was „niespodzianka!” i liczyła na to, że nie odwieziecie jej do domu albo nie odjedziecie bez niej.
Jako studentka, zjawiała się co weekend i próbowała wkręcić się w świat waszych znajomych, bywając wytrwale na większości imprez, jakie organizowaliście.
Była wytrwała, to trzeba było przyznać. Wytrwała i okropnie uparta.
Miała długie, jasne włosy, szczere, niebieskie oczy i trochę pulchną, ale bardzo zgrabną sylwetkę. Kobiece kształty zawsze jej pasowały – pełne piersi, wyraźne biodra, smukły, płaski brzuch i słodki, okrągły tyłek – lubiła je i dobrze wiedziała, jak je eksponować. Nigdy nie miała ze sobą problemów, czuła się dobrze w swojej skórze.    
Przy wszystkich tych cechach, na piedestale najbardziej negatywnych można byłoby postawić jej nieumiejętność gotowania i pieczenia. Przykro było patrzeć, jak krząta się po kuchni, jak miesza składniki, jak uparcie zagląda do książki kucharskiej, bo chociaż bardzo lubiła gotowanie, nikt nie lubił jeść przyrządzonych przez nią potraw. Po prostu jej nie wychodziło i już. Tak właśnie było z tym nieszczęsnym ciastem…
- Zuziu – stałeś i patrzyłeś oniemiały, ogłupiały i całkowicie zbity z tropu – Ja się bardzo cieszę, że postanowiłaś mnie odwiedzić, ale… - nie mogłeś się powstrzymać i niepewnie zerknąłeś na ciasto – Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego włamałaś się do mojego mieszkania i narobiłaś bałaganu, a to wszystko w ciągu niecałych dziesięciu minut?
Dziewczyna miała zdecydowanie najpiękniejszy uśmiech na całej północnej półkuli, ale właśnie teraz zwyczajnie cię irytował.
- Och, to było dziecinnie łatwe – stwierdziła – Sama nie wiem, od czego zacząć…
- Włamałaś się do mojego mieszkania… - podsunąłeś usłusznie.
- Oj, to nie prawda! – zaprzeczyła żywo – Ja po prostu weszłam do środka. To ty nie zamknąłeś drzwi na klucz.
Cholera, faktycznie.
- Te „krwiste” – zaznaczyłeś w powietrzu cudzysłów palcami – ślady na mojej ścianie to rozumiem… - spojrzałeś wymownie na ciasto. Matko, właściwie ciężko było nawet określić co to za ciasto – tak bardzo spalone i bezkształtne było.
- To lukier truskawkowy – wyjaśniła ci grzecznie i spokojnie, jakbyście byli w przedszkolu.
- A porysowana podłoga?
Wzruszyła ramionami, a wypiek zatrząsnął się niebezpiecznie.
- Szłam z parasolem.
- Wbijałaś go w moją podłogę?
- Przestań – zaśmiała się krótko – Po prostu wlekłam go za sobą, bo walizka była ciężka.
- A te ubrania?
- Co? – rozejrzała się dookoła, jakby dopiero co się tutaj pojawiła, potem spojrzała na ciebie pobłażliwie – To twoje ciuchy, flejtuchu – zauważyła.
Przyjrzałeś się uważnie swojej podłodze. Hmm, miała smarkula rację. Może to przez szok nie dostrzegłeś różnicy? Albo inaczej: właśnie ten szok spowodował, że uświadomiłeś sobie, iż naprawdę masz w mieszkaniu jeden wielki bałagan.
- Och – zdobyłeś się na mało sensowny komentarz.
- Cieszysz się, że mnie widzisz? – odłożyła ciasto na blat i rzuciła się w twoim kierunku. Uczepiła się mocno twojej szyi i kołysała się na boki – Tak się cieszę, że cię widzę – jej oddech łaskotał cię w szyję.
Objąłeś ją nieporadnie. Pachniała słodko, jak słodycze i jednocześnie świeżo – chłodem rosyjskiego poranka. W jej ruchach i słowach było coś tak bardzo dla niej typowego, czego – musiałeś przyznać – bardzo ci brakowało.
Wcześniej tego nie dostrzegałeś, ale teraz wyraźnie to w ciebie uderzyło.
- Ładnie pachniesz – powiedziałeś, nim zdążyłeś to przemyśleć i się powstrzymać.
- Mydłem – podpowiedziała ci, a ty się zaśmiałeś.
- Nie – zaprzeczyłeś, lekko kręcąc głową. Jej włosy łaskotały cię w policzek - Domem. 


***
miało nie być, ale jest.
miałam was przetrzymać w niepewności do soboty, ale jestem za miękka ; c
poznajcie Zuzę i jej niby - związek z Łukaszem, serdecznie pozdrawiamy.

Wiecie co? TEŻ JESTEM NADPOBUDLIWA I ZNOWU COŚ ZACZYNAM, więc zapraszam was gorąco. Tym razem będzie Brazylijsko ;D
kocham was, Ś.