#13:

Dlaczego nie pisze się epilogów dla postaci drugoplanowych?
Dlaczego postacie drugoplanowe nie mogą tworzyć najważniejszego wątku całego opowiadania, zostając jednak wciąż połowicznie anonimowe i… drugoplanowe.
Ja, narrator, nie lubię zakończeń. Są płytkie. Albo kiepskie, albo przerysowane. Oklepane i przewidywalne. Nie znalazł się jeszcze ktoś, kto by mnie zaskoczył.
Tym razem także nie będzie inaczej. Ale zanim przejdziemy do krainy radości i szczęścia, zatrzymajmy się tutaj i uświadommy sobie, że nie wszyscy są dzisiaj tacy weseli.
Raz, dwa, trzy. Próba mikrofonu. Westchnienie. Jęk. Oddech. Co my tutaj właściwie robimy?
- Marietta? Jesteś gotowa? – silny angielski akcent w połączenie z kaleczonym językiem rosyjskim zdecydowanie nie brzmi dobrze.
Kiwa głową, odchyla się na oparcie krzesła, zamyka oczy.
Nieważne, gdzie teraz jesteśmy. Nieważne, co teraz robimy. Nieważne.
Ileż to razy w planach mieliśmy się nie zakochać…
Jest cicho, duszno, pusto, a ona biedna cierpi.
Bo kawałek jej duszy jest teraz ogromnie szczęśliwy.
- Łukasz. Łukasz, obudź się!
Powoli otwierasz oczy. Razi cię światło. Nie kontaktujesz przez chwilę, a potem – pstryk – dotyk jej warg na skórze twojego ramienia sprawia,  że przechodzą cię dreszcze. Odwracasz się na bok i pomagasz jej znaleźć drogę do swoich ust. Zaskoczona twoim nagłym ruchem, jęczy, kładzie dłoni zaciśnięte w pięści przy twojej klatce piersiowej, jakby chciała cię odepchnąć. Ale nie robi tego.
Przedłużasz pocałunek do momentu, gdy nie możesz już złapać tchu. Odsuwasz się na kilka milimetrów, oboje łapczywie chłoniecie powietrze. Patrzysz w jej wielkie, błyszczące oczy, uśmiechasz się lubieżnie. Kładziesz dłonie na jej udach, wolno suniesz po gładkiej skórze, odchylasz materiał delikatnej koszulki, w której sypia.
- Łukasz – karci cię szeptem, przewracając oczami, gdy nie przestajesz – Nie mamy na to… - nie kończy, bo jęk mimowolnie wydobywa się z jej krtani. Spogląda na ciebie, w jej oczach kryją się iskry. Nie przestajesz dotykać. Dłonią przesuwasz po wewnętrznych częściach uda. Rumieni się, gdy uświadamia sobie, że się nią bawisz. Nie umie ci się oprzeć. Ty jej też nie. Jesteście szczęśliwi. Nareszcie.
A głos Marietty drży, gdy śpiewa.



Koniec


jest krótko i słodko - gorzko . ale tak musi być . <3
dziękuję wam bardzo .
do zobaczenia . 
Świetlik .

15 komentarzy:

  1. Słodko, gorzko, wyjątkowo. Nigdy czegoś takiego nie czytałam. Piękne! Nie jestem dobra w pisaniu obłędnych komentarzy więc krótko i na temat: Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ożesz w mordkę jeża!
    Jesteś najcudowniejsza na świecie <3 Powaliłaś mnie na łopatki i umarłam na śmierć. Ot co! Skończą się rozwlekłe komentarze :P
    Sprawiłaś, że zrobiło mi się smutno z powodu Marietty - to niesamowite! Ale oczywiście, że masz 100-procentową rację. Sama się czasem zastanawiam nad "tymi drugimi", odrzuconymi, zepchniętymi na drugi plan tylko dlatego, że zgodnie z zamysłem autora główna para ma się na końcu zejść i mieć krainę szczęśliwości. Ale to zawsze tylko postacie, o których się łatwo zapomina, bo wprowadzone były tylko po to, żeby wnieść trochę trudności w związek głównych bohaterów. Tak było też tym razem, zresztą sama od początku najgłośniej się dopominałam pozbycia się Marietty. A jednak sprawiłaś epilogiem, że czuję się podle i jest mi przykro - jesteś mistrz!

    Już tęsknię za Łukaszem i Zuzanką, już mi ich brakuje, już wiem, że będę do nich wracać <3 Mimo całej tej sprawy z Mariettą i mojego chwilowego smutku (piosenka nie pomaga), życzę im najwięcej szczęścia i miłości, cieszę się razem z nimi i trzymam kciuki, żeby do końca wspólnego życia im się tak wspaniale układało, jak na jego początku. Mówiłam, że Łukasz prędzej czy później musi się zorientować, że najlepsze związki są z przyjaźni - Łukaszu, jestem z Ciebie dumna! <3

    I proszę, osiągnęłaś absolutny sukces - jest mi słodko-gorzko.

    I obejrzałabym "Hobbita", gdyby nie to, że żyję w innej strefie czasowej i za godzinę gra u mnie JW <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha . czyli jednak pisanie pod wpływem chwili i dobre natchnienie mi wychodzi . jestem teraz w stanie głębokiego smutku, więc wybacz, ale nie mam siły komentować .
      wiedz, że cię ubóstwiam,
      Ja <3

      Usuń
    2. Wychodzi Ci wybornie, jak zawsze <3
      Po co? Nie bądź tam :(
      Miło mi to wiedzieć. I mam nadzieję, że Ty wiesz, że ja ubóstwiam Ciebie co najmniej tak samo mocno <3

      Usuń
    3. dziś muszę . to propozycja odgórna, nie do odrzucenia . ale spoko, przejdzie mi .
      och ach, ale się suotko zrobiło : D

      Usuń
    4. Gupia propozycja. Oby przeszło jak najszybciej.
      Trochę słodyczy w życie trzeba sobie wprowadzić. Dla zrównoważenia powyższej goryczki ;)

      Usuń
  3. Rzeczywiście teraz zrobiło mi się troszkę żal Marietty. Tęsknię za Łukaszem i Zuzką :). No, a muzyka jak zwykle świetna :). Dzięki za świetnie napisane opowiadanie :) / Alicja

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudny epilog. Dzięki! A mi w ogóle nie żal Marietty, było się nie wciskać między wódkę a zakąskę :P Kurcze tak bym poczytała o dalszych losach Łukasza, nieprzewidywalnej Zuzi i Ma... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie, nie ma mowy. koniec z Łukaszem, Zuzką i głupim kotem, o którym w sumie znowu zapomniałam w tym rozdziale . XD

      Usuń
  5. Ej no Ma nie był głupi. Głupi to był Ziomek przed dłuższą część opowiadania :P A Ma bardzo dobrze to wyczuwał :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Wróciłam tu, jak to możliwe, że zarzuciłam link do tego bloga w zakładkach, starsza to ja będę, mądrzejsza raczej nie.
    Gdybym tylko wiedziała gdzie skończyłam.
    Cóż nie zaszkodzi wrócić do samego początku. A tu się jeszcze pojawię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A już szukałam wałka do ciasta na Łukasza cóż nie rozładuję na nikim swoich emocji.
      Nie mam serca, nie jest mi żal ludzi. Nie jest mi żal Marietty. Cieszę się z Zuzką.
      Pozdrawiam rudzielca Ma!
      Caluję, Daja.

      http://licealne-wspomnienie.blogspot.com/ - zapraszam na Ziomka, innego niż tutejszy Ziomek!

      Usuń
  7. O Boże...
    To prawdopodobnie będzie jeden z dziwniejszych i najmniej przemyślanych komentarzy, jakie pojawiły i pojawią się kiedykolwiek pod tym opowiadaniem, ale mam nadzieję, że zrozumiesz, iż targają mną dość silne emocje.
    Po pierwsze - Zuzie jakieś takie już są. Takie. Że nie umieją gotować, a kotom nadają śmieszne imiona. I nie są idealne, ale takie... zuziowe, takie właśnie są. I dla faceta mogłyby nawet nauczyć się robić rosół. Albo i nie rosół. Ale dużo by zrobiły. Ja wiem.
    Po drugie, nie wiem, czy kupiłaś mnie Łukaszem, czy Łukaszem z Zuzią, czy umiejętnością posługiwania się językiem rosyjskim, którą miała okazję pochwalić się główna bohaterka (cóż, moim rosyjskim narazie chwalić się raczej nie mogę, dlatego twojej Zuzi zazdroszczę), czy kursem gotowania, czy Ma... Nie wiem, czym konkretnie mnie kupiłaś, ale kupiłaś.
    Po trzecie to mimo wszystko bardzo współczuję Marietcie. Bo przecież Marietta też zasłużyła na szczęście i jestem niezachwianie pewna, że prędzej czy później je osiągnie.
    Koniec już tego wyliczania, chciałam tu tylko napisać, że od dawna szukałam opowiadania, które wywołałoby u mnie łzy, skrajne emocje. Naprawdę długo szukałam takiego opowiadania... albo tego opowiadania (?). Jest niesamowite. Bezsprzecznie wspaniałe. Idealne.
    Dziękuję, że napisałaś coś takiego. Coś, do czego będę z miłą i szczerą chęcią wracała, co będzie figurować na szczycie mojej listy ulubionych opowiadań. Coś, co przyszło mi z taką lekkością, swobodą, a jednocześnie z tyloma dziwnymi uczuciami. Dziękuję, dziękuję po stokroć.
    A teraz chyba zabiorę się za kolejne twoje opowiadania, bo jestem pewna, że są równie świetne :)

    OdpowiedzUsuń