#11:

Scorpions – Wind of Change

Mimo iż pomysł wydawał jej się głupi, niepotrzebny, okropny i ogólnie zbytek łaski, świetnie się bawiła – musiała to przyznać, choćby po to, żeby w końcu na jej twarzy mógł bezkarnie pojawić się uśmiech, a nie tylko wszechogarniające niezadowolenie.
Co prawda, gotować się jeszcze niczego nie nauczyła, ale sympatyczny szef w prawdziwym, białym, wielkim, kucharskim kapeluszu zapewnił ją i kilkanaście innych osób, że jeszcze zrobi z nich zawodowców. Dzisiejsze spotkanie było tylko… hmm… jak to się… „przygotowawcze”?… Nie…
Organizacyjne, o tak.
Zuzia siedziała sobie grzecznie na wygodnym krzesełku w naprawdę uroczej restauracji i jej zły humor gdzieś po prostu odleciał. To chyba przez ten tłum pozytywnie nastawionych i przyjaźnie usposobionych osób, który ją otaczał. Nie mogła się oprzeć dołączeniu do ich wesołej gromady.
Nastroju nie zepsuło jej nawet towarzystwo Łukasza, na którego przecież była piekielnie zła, o czym musiała sobie przypominać jakoś co dziesięć minut. Zastosowała jednak typowo kobiecą taktykę – milczenie. Odezwała się do niego tylko raz, żeby zapytać: 
- Po co to wszystko?
Uśmiechnął się do niej tak bardzo czarująco, że aż ją to zabolało.
- Prezent powitalny – wyjaśnił.
Jasne. Dobrze. Niech będzie. Skoro już siedzi w tej Rosji, może przynajmniej nauczy się czegoś pożytecznego? Podobno przez żołądek łatwo jest się dostać do serca… Hmm… Tylko jak to działa w przypadku, kiedy to serce jest już zapchane wschodnimi przekąskami na wynos w obcisłych sukienkach? Czy na coś takiego jest jakiś specjalny przepis?
Trzeba będzie to sprawdzić. Bardzo dokładnie.
***
- Nie masz wrażenia, ze jesteś dla niej trochę niemiły? – pyta cię Marietta, gdy już wchodzisz do jej mieszkania.
Ma na sobie czerwoną sukienkę z waszego pierwszego spotkania i już samo to skutecznie przytępia twoje zmysłu. To, jak materiał opina się na jej piersiach. To, jak słodko wyglądają w tym ciuszku jej nogi. To, jak kolor podkreśla jej opaleniznę. Jest piękna. Cała ona.
Zmuszasz się, żeby spojrzeć jej w oczy i już wiesz, co dzisiaj się wydarzy. Czujesz to. To wysyła sygnały. Wibruje w powietrzu. Mimowolnie na twojej twarzy pojawia się łobuzerski uśmiech. Wzruszasz ramionami.
- Dałem jej prezent – odpowiadasz, zdejmując sportową kurtkę, ale twój głos jest zdecydowanie za bardzo zachrypnięty.
Widzisz wszystkie emocje na jej twarzy, podoba ci się to.
- Żeby się jej pozbyć – zauważa, a ty wiesz, że już wcale nie jest skupiona na rozmowie. Rozbiera cię wzrokiem – i żeby mieć czas na…  
Podchodzisz do niej i łapiesz ją w tali, co skutecznie zapiera dech wam obojgu.
- Na ciebie – kończysz za nią i wpijasz się mocno w jej usta. Nie protestuje, zgadza się, odpowiada równie mocno, przyciąga cię do siebie. Dłońmi uczepiasz się jej bioder, a ona wplata swoje ręce w twoje włosy. Odurza cię jej słodki, kobiecy zapach. Cieszysz się nim. Długo na to czekałeś. Przesuwasz dłońmi po jej plecach, na co reaguje drżeniem. Gryzie cię lekko w dolną wargę i ciągnie. Znajdujesz zamek jej sukienki i rozpinasz go powoli, drugą dłonią gładząc jej odkrywającą się stopniowo skórę.
- Nie tutaj – zatrzymuje cię, gdy docierasz do końca. Otwiera oczy i wbija w ciebie zamglony, rozmarzony wzrok – W sypialni – szepcze, łapie cię za koszulę, odwraca się i prowadzi do odpowiedniego pokoju. Zauważasz, że nie ma na sobie stanika. Robi ci się gorąco. Zaczynasz rozpinać koszulę. Marietta zamyka za wami drzwi i podchodzi do ciebie.
- Ja to zrobię – niemal prosi i zastępuje twoje palce. Zajmuje jej to chwilkę. Pomaga ci się wyswobodzić z rękawów i niechciany ciuch rzucacie w kąt. Kładzie dłonie na twojej klatce piersiowej i powoli przesuwa je po wyraźnych, twardych mięśniach brzucha. Przysuwasz ją do siebie, pochylasz się i składasz pocałunek na jej ramieniu. Zsuwasz z niej ramiączka sukienki i pozwalasz, żeby opadła na podłogę. Ustami wyznaczasz szlak przez jej obojczyk, kładziesz dłonie na jej ramionach i suniesz nimi w dół. Łapiesz ją za ręce i splatasz wasze palce. Otwierasz oczy, odsuwasz się i patrzysz na nią.
Rumieni się pod intensywnością twojego wzroku. Jej gładka skóra jest zaróżowiona i idealna. Błyszczy w wątłym świetle latarni zza okna. Lubisz patrzeć na piękno, to powszechnie znana prawda. A Marietta właśnie taka jest – idealnie piękna, perfekcyjna, cudownie doskonała. Boisz się jej dotykać, żeby nijak nie zniszczyć tej słodkiej figury, tego pięknego ciała. Jednocześnie wyrywasz się do niej, bo mało ci – wciąż ci mało. Chciałbyś już być w niej, przy niej, dla niej. Cały jej. Niesamowita dziewczyna, nawet nie wie, jak wielką władzę ma nad tobą. Zrobiłbyś dla niej wszystko w tej chwili. Wszystko, czego tylko by zażądała. 
Unosisz spojrzenie i wasze oczy spotykają się. Jednym ruchem przyciągasz ją do siebie – trochę za mocno, czujesz jak musi łapać równowagę, przytulona do twojego ciała. Drażni cię wypukłość jej piersi, które napierają na twój tors, ale to przyjemna tortura. Puszczasz jej ręce i kładziesz na swoich biodrach. Nie spodziewałeś się, że będzie taka niepewna i nieśmiała. Czyżbyś to ty ją onieśmielał? Nieważne, póki ci się to podoba. Patrzysz w jej szeroko otwarte oczy, mimowolnie zerkasz szybko na rozchylone, opuchnięte od pocałunków, malinowe usta, sięgasz dłońmi jej pleców, drażnisz skórę dotykiem. Ona przytula się do ciebie i trwacie tak przez sekundę. Później bardzo wolno odchylasz jej głowę, wyginasz całe ciało w łuk. Po sekundzie ukazują się jej nagie piersi i wyraźnie sterczące sutki. Nie masz odwagi spojrzeć na nie, zbyt wulgarne wydaje ci się teraz zwyczajne bezsensowne gapienie się na jej nagość. Chcesz dać jej coś więcej. Jednocześnie kładziesz dłoń na jej piersi i całujesz jej usta, żeby była w stanie poczuć, jak bardzo zależy ci zarówno na jej duszy i ciele. Niech wie, że nie robisz tego z czystej chęci zaspokojenia własnych potrzeb, ale z jakiegoś nieznanego ci jeszcze, głębszego i o wiele bardziej romantycznego powodu, niż byś chciał.



skąd ja biorę takie stare piosenki?

----
z grudniem startuje http://dopieronocedopierodni.blogspot.com/;
na mikołajki będzie nowy projekt: http://rzeszowskiebrednie.blogspot.com/
P.S. kłamałam, gdy kiedyś wspominałam, że znudził mi się Zbyszek jako casanova . <3

#10:

Anberlin – True Faith

- Wciąż boli cię głowa? – zapytał, otwierając jej samochodowe drzwi od strony pasażera.
- Nie – odpowiedziała, wsiadając zgrabnie – Teraz boli mnie serce.
Łukasz zamknął za nią drzwi, a ona stalowym wzrokiem wpatrywała się uparcie przed siebie.
- Auć – mruknął w ramach komentarza, obszedł wolno samochód i usiadł za kierownicą.
- Gdzie jedziemy? – zapytała, gdy wyjeżdżali z parkingu.
- Przekonasz się.
- Nie możesz powiedzieć mi teraz?
- Nie możesz chwilę poczekać?
- Nie.
- No właśnie.
Prychnęła i odwróciła się w stronę szyby.
Łukasz przyjrzał jej się uważniej, gdy zatrzymali się na czerwonym.
- Ładnie wyglądasz.
Miło, że zauważył. Miała na sobie białą sukienkę nieco za kolano, czarne, wysokie buty i płaszcz koloru zieleni.
- Dostosowałam się do polecenia – stwierdziła chłodno.
- Teraz będziesz dla mnie niemiła?
- Nie, dlaczego? – spytała z sarkazmem.
- Och, no nie wiem – dostosował się do jej zaczepnego tonu – Może dlatego, że nie chciałem z tobą spać, kiedy byłaś kompletnie pijana?
Zabolało. Dłuższą chwilę zajęło jej wymyślenie jakiejś ciętej riposty.
- Marietcie byś nie odmówił.
- Jesteś zazdrosna? – to było pytanie.
- Jesteś nienormalny – to pytaniem nie było.
- Może byśmy tak…
- Co?  
- Nie, nic już.
- Powiedz mi, jeśli już zacząłeś…
- Przyjechałaś tutaj dla mnie?
- Do twojego mieszkania? No, chyba raczej, że dla…
- Do Rosji.
- Nie – odpowiedziała szybko. Za szybko – Przyjechałam tu dla siebie – sprostowała.
- Kłócimy się. Dawno tego nie robiliśmy.
- To nie jest kłótnia. To rozmowa.
- To kłótnia.
- Przestań – zirytowała się – Gdzie mnie zabierasz?
- Zobaczysz.
- Wkurzasz mnie, Łukasz.
- I vice versa, mała.
Budynek, przed którym się zatrzymali, okazał się być wielką restauracją w centrum. Utrzymany był w typowym, moskiewskim stylu i wyglądał na raczej stary, ale przez to był bardziej uroczy. Malowane drewno, okiennice, lampiony zawieszone nad drzwiami, balustrady z rzeźbionymi głowami zwierząt. Był piękny. Zdecydowanie miał jakiś magiczny urok w całym tym miejskim zgiełku. Urok i dziwną intymność.
Zuzanna spojrzała na niego obojętnie.
- Co to jest? Co my tu robimy?  
- Ratujemy ludzkie życia – odpowiedział wymijająco.
Spojrzała na niego i uniosła brew.
- Nauczymy cię gotować – wyjaśnił z zadziornym uśmiechem.


Och, Łukaszu. Śniłeś mi się dzisiaj.