#6:

Steve Moakler – Hesitate

Obudziłeś się cały obolały i przez chwilę zastanawiałeś się, które treningowe ćwiczenie do tego doprowadziło. Po chwili przypomniałeś sobie, że przecież wczoraj nie miałeś żadnego treningu, a twoje bóle pleców i ramion spowodowane są faktem, że przespałeś się na kanapie w salonie.
Powoli, bardzo powoli wszystkie te fakty zaczęły do ciebie uderzać – poranek, kanapa, salon i Zuzia w twojej sypialni.
- Och, ty głupiutki przystojniaku… – westchnąłeś i ponownie zamknąłeś oczy. Twój budzik jeszcze nie zadzwonił, więc…
Zaraz, zaraz. Czy ty w ogóle nastawiłeś budzik?
Praktycznie wyskoczyłeś z łóżka i pierwszą rzeczą, jaką zrobiłeś było poszukiwanie telefonu. W końcu znalazłeś go pod pustym pudełkiem po pizzy. Intensywny zapach ciasta i sosu czosnkowego, który się z niego wydostawał, sprawił, że poczułeś głód, ale jedno zerknięcie na wyświetlacz twojego telefonu całkowicie rozwiało plany smakowitego śniadania. Prawdopodobnie nie zdążysz nawet przegryźć niczego w biegu.
Byłeś bardzo spóźniony – na tyle, by trener zdążył dwukrotnie do ciebie zadzwonić.
Już, już miałeś zamiar wpaść do sypialni, gdy nagle przypomniałeś sobie, komu pozwoliłeś się tam przespać. Wahałeś się tylko przez chwilę – siatkówka znowu była ważniejsza niż cała reszta. Wszedłeś cicho, praktycznie wślizgnąłeś się do środka. Zuzia wciąż spała, skulona i zaplątana w kołdrę. Jej jasne włosy były rozrzucone na puchowej poduszce, a słabe światło wpadające przez wielkie okna nadawało jej skórze jasny, bardzo blady odcień. Uśmiechała się.
Nie miałeś czasu się tym zachwycać, chociaż bardzo chciałeś. Zrezygnowałeś z prysznica, od razu się przebrałeś, zgarnąłeś tylko butelkę wody z lodówki, wziąłeś w dłonie treningową torbę, kluczyki od samochodu i wybiegłeś z mieszkania.
Byłeś już dwa piętra niżej, gdy nagle sobie o czymś przypomniałeś. Biegiem wróciłeś na górę, wpadłeś do przedpokoju i rozejrzałeś się. Klucze leżały w kącie na podłodze, podniosłeś je i przez chwilę obracałeś w dłoniach. Odpiąłeś zapasowy i położyłeś go na blacie stolika w kuchni.
Wyszedłeś, zamykając mieszkanie. Nie mogłeś przecież pozwolić, by ktoś ukradł ci przyjaciółkę.

Pink - Try

Zuza obudziła się bardzo szybko. Zachłannie zagarnęła w płuca powietrze, gdy oślepiło ją światło poranka. Wczoraj sen dopadł ją szybko, dzisiaj z taką samą prędkością ją wypuścił. Chociaż ona była zdania, że mógł trwać i trwać… Był to jeden z tych snów przyjemnych, kiedy człowiek po przebudzeniu ma mieszane uczucia – z jednej strony ma dość, wie, że musi skończyć; ale z drugiej – pospolita rzeczywistość wydaje się za bardzo szara, by w ogóle ruszać się z bezpiecznej, ciepłej pozycji. Sen wydaje się być wybawieniem. Niech trwa.
Gdyby była u siebie – albo chociaż w Polsce – i gdyby Ma nie był tak zachłannym, wiecznie głodnym, upartym kocurem, prawdopodobnie odwróciłaby się na drugi bok i spała by dalej. Nie, to niedorzeczność. Przecież nigdy nie należała do osób, które całymi dniami się wylegują. Nie z jej niewykrytym ADHD.
Mimo wszystko, jest jej niesamowicie trudno wydostać się z łóżka. Czuje się wygodnie, bezpiecznie i dobrze jak jeszcze nigdy. Gładkość pościeli, spokój poranka, zapach – wszystko, co ją otacza. Pachnie inaczej, czuje się inaczej. Nie tak, jak u siebie i to jej odpowiada. Nie jest sobą, ale jest jej naprawdę dobrze. Więc skoro tak wspaniale się czuje, powinna się martwić, że gdzieś się gubi? Że spada? Spada z twarzą ku słońcu, żeby nie widzieć upadku i cieszyć się lotem.
Bredzisz, kochana.
Dlaczego przyjechała do Rosji? Jej brat mieszkał za blisko, zerwała kontakty z koleżankami ze studiów, język znała, więc było to w jej mniemaniu rozwiązanie oczywiste. Nie miała wątpliwości co do tego czy Łukasz ją przyjmie. Zawsze był dla niej dobry.
Niebo się zachmurzyło, całkowicie ukrywając słońce. Było jej zimno w pustym, stygnącym łóżku. Deszcz zaczął bębnić niespokojnie o szyby. Objęła się ramionami i potarła nagie ciało. Stłumiła ziewnięcie i wygramoliła się z łóżka. Czas brać się do roboty.
Zaczęła od zerknięcia na budzik i uświadomienia sobie, że jest już po dziesiątej. Szybki prysznic, lekkie śniadanie i krótki spacer z Ma, żeby zapoznać się z okolicą. Długo zastanawiała się nad tym, czy powinna zrobić obiad – ostatecznie doszła do wniosku, że mogłoby to być zbyt niebezpieczne, szczególnie, że mimo wszystko nie jest u siebie w mieszkaniu i wyrządzone szkody na pewno nie spodobałyby się właścicielowi. Zamiast maratonu wśród książek kucharskich, odwiedziła pobliską cukiernie – dzięki Bogu, słodycze zawsze działają na troski! Wykupiła sporą część jej zasobów.
Nie wiedziała, o której wraca Łukasz, ale stwierdziła, że zaczeka na niego. Dlatego praktycznie cały dzień chodziła głodna, a później zaczęła zajadać się ciasteczkami... Nie była to może zdrowa dieta, ale za to jaka smaczna!
Czekała, czekała i czekała tak długo, że zaczęła przeglądać zawartość jego lodówki tylko po to, żeby poczytać etykietki na opakowaniach. W końcu usłyszała dzwonek do drzwi i pobiegła jak w skowronkach, żeby otworzyć. Nawet nie zastanowiła się nad tym, dlaczego Łukasz miałby czekać, aż ona otworzy mu drzwi do jego własnego mieszkania. A powinna, bo gdy otworzyła, nie zobaczyła Łukasza…




***
wiecie co? ja lubię tego bloga.
Andrzej też. <3
zgadnijcie kogo pozna Zuzia! XD
We wstępie pisałam, że smutno się skończy, ale teraz to już nie wiem czy będę do tego zdolna ... ; c

#5:

Udostępniłeś jej połowę swojej szafy, bo sam miałeś tam niewiele ubrań. Za to Zuzia miała ich sporo. Nie pytałeś, na jak długo przyjechała, ale zapowiadała się przynajmniej dwutygodniowa wizyta. Nie przeszkadzało ci to, w gruncie rzeczy. Czułeś się po prostu dziwnie.
- Śpisz w sypialni – zadecydowałeś. Dziewczyna podniosła na ciebie zdezorientowane spojrzenie, zapinając ostatnią z walizek i wsuwając ją pod łóżko – Ja zajmę kanapę.
- Nie mam zamiaru odbierać ci sypialni – oponowała - Musisz się wysypiać.
- Mam bardzo wygodną kanapę – zapewniłeś ją z uśmiechem, choć wcale nie byłeś o tym przekonany. Jeszcze nie zdarzyło ci się na niej sypiać – Nie upieraj się, mała – poprosiłeś, gdy otwierała ponownie usta – To jest postanowione. Jesteś moim gościem.
- Nieproszonym – zauważyła.
- Niezaproszonym – poprawiłeś – Ale mile widzianym.
Zuzia podniosła się powoli, po czym niepewnie przestąpiła z nogi na nogę.
- Zaproponowałabym ci, że w ramach zadośćuczynienia będę ci gotować czy coś takiego, ale to byłaby bardziej kara niż…
Zaśmiałeś się, widząc jej cierpiętniczą minę.
- Nie ma sprawy – mrugnąłeś do niej – coś wymyślimy.
Szczęśliwym trafem, pozbyliście się tego nieszczęsnego, dziwnego, spalonego całkowicie ciasta i zamówiliście pizzę. Hawajską.
- Tak wygląda twoje Wielkie Rosyjskie Życie? – zapytała dziewczyna, gdy usadowiliście się w salonie. Usiadłeś na kanapie, a ona wybrała miejsce na puchowym dywanie. Siedziała po turecku z talerzem na kolanach, opierając się o biały fotel.
- Nie wiem, o co ci chodzi. To całkiem przyjemne – ugryzłeś wielki kawałek pizzy.
- Żyjesz jak student. Masz tylko trochę lepszą sytuacje finansową – stwierdziła, przytakując sobie z zapałem. Ma plątał się koło jej stóp.
- To mi odpowiada – wzruszyłeś ramionami – Żyję sobie spokojnie, bez stresów i pozostaję wiecznie młody – usadowiłeś się wygodniej – czy to nie piękne? Powinnaś się cieszyć moim szczęściem.
- Cieszę się, ale czy nie powinieneś może…
- Co?
- Spoważnieć.
Wpatrywałeś się w nią przez długie dziesięć sekundę, aż w końcu nie mogłeś się już powstrzymać i wybuchnąłeś śmiechem.
- I ty mi to radzisz, Zuzka?
Nie odpowiedziała – przewróciła oczami i zajęła się swoją pizzą.


***
sens umarł, zagubił się, posmutniał i ryczy, a Kurt mu przygrywa.


#4:

Joan Osborne – What if God was One of Us

Zuzia przywiozła ze sobą kota, którego zauważyłeś dopiero, gdy się od niej oderwałeś. Był rudy, ale na jego ogonie i uszach widniały białe plamy, poza tym był całkowicie zwyczajny, zupełnie nierasowy, dachowiec, znając życie zabrała go ze schroniska albo jeszcze lepiej, prosto z ulicy. Teraz kot patrzył na ciebie uważnie z intensywnością wystarczającą, byś poczuł się nieswojo.
- Cześć – przywitałeś się z nim, bo miałeś wrażenie, że na to właśnie czeka.
- To Ma – przedstawiła go uprzejmie dziewczyna – Ma – zwróciła się do kota – to Łukasz. Łukasz – zerknęła na ciebie – to jest Ma.
- Ma… - zamyśliłeś się na chwilę, szukając neutralnego określenia – To specyficzne imię.
- Podoba mi się – Zuza chyba nie wyczuła nuty ironii w twoim głosie, no trudno – Brzmi tak zagranicznie… Egzotycznie – sprostowała – Egipsko.
Zmarszczyłeś brwi, bo dla ciebie Ma nie brzmiało w ogóle egipsko, raczej absurdalnie.
- Ma – powtórzyła z uniesieniem – Prawie jak Ra, ten bóg słońca. Pasuje do niego – uśmiechnęła się do kota, schyliła i podrapała go za uchem, na co ten zareagował niezwykle obojętnie – Jest taki promienny i słoneczny. Radosny.
Przemilczałeś grzecznie tę uwagę, bo nie miałeś pojęcia, jak kot może być „słoneczny”.
- Co cię sprowadza do Rosji? – zwróciłeś się do swojej przyjaciółki, ale przypomniałeś sobie nagle o zakupach, które potoczyły się już zapewne kilka pięter w dół – O nie – westchnąłeś – Zaraz wracam - zapewniłeś Zuzię i rzuciłeś się pędem na klatkę schodową.
Piętnaście minut później wypakowywałeś już torby na kuchenne blaty i grzecznie chowałeś wszystko tam, gdzie powinno się znaleźć. Oczywiście nie zrobiłbyś tego, gdyby twój gość nie siedział sobie przy kuchennym stole i nie patrzył ci na ręce. Obserwowałeś ją kątem oka. Założyła nogę na nogę i upiła łyk owocowej herbaty. Bez cukru, bo zapomniałeś kupić. Dyskretnie rozglądała się po mieszkaniu. 
- Ładnie się tutaj urządziłeś.
Miałeś szczere wątpliwości czy słowo „urządziłeś” pasuje – ty tylko wniosłeś tutaj swoje rzeczy i wepchnąłeś je do szafy, a kilka książek i parę zdjęć w ramkach ustawiłeś na półkach. Reszta była tu wcześniej i jest do teraz. Nie bawiłeś się w dekoratora wnętrz, nie zdejmowałeś niczego, nawet jeśli coś ci się nie podobało. Niby było to twoje mieszkanie, ale wracając tutaj, czułeś się trochę tak, jakbyś wracał do pokoju hotelowego.
- Dziękuję – odpowiedziałeś grzecznie, zachowując swoje wątpliwości dla siebie.
Zamknąłeś ostatnią kuchenną szafkę i zająłeś miejsce za stołem, vis a vis niej. Ma i jego ruda postać zajęci byli niesamowicie jedną z twoich skarpetek, którą znaleźli na dywanie w salonie. Zawstydziłeś się nagle, że panuje tutaj taki nieporządek. Miałeś wytłumaczenie – nie spodziewałeś się gości, rzadko ktoś cię odwiedzał. Częściej to ty opuszczałeś to miejsce.
- Duże to mieszkanie. Zajmujesz je sam? – może w jej głosie brzmiała jakaś podejrzliwa nuta, a może po prostu ci się wydawało.
- Sam – wzruszyłeś ramionami – Klub na mnie nie oszczędza.
Zwróciła niebieskie oczy w twoją stronę i uśmiechnęła się, gdy pytała:
- Jak ci idzie z siatkówką?
Rozpromieniłeś się nieznacznie.
- Kocham to, jak zwykle.
Przewróciła oczami.
- Nic się nie zmieniłeś – stwierdziła i nagle spoważniała.
- To źle? – zapytałeś, dziwnie poruszony.
- Nie, nie – pokręciła głową i odwróciła wzrok, spoglądając na swojego pupila, który właśnie z zawzięciem wbijał w coś pazury – Tylko muszę ci coś powiedzieć.
Zmartwiłeś się, zmarszczyłeś brwi i jakoś tak odruchowo przesunąłeś dłonią po stole. Złapałeś jej rękę i ścisnąłeś lekko, dając do zrozumienia, że jesteś tutaj i troszczysz się o nią.
Nie podniosła na ciebie wzroku.
- Łukasz… - zaczęła niepewnie – czy mogłabym się tutaj na trochę zatrzymać?
Bardzo chciałeś jej pomóc, więc nie zapytałeś o co chodzi.
- Jasne – zgodziłeś się, posyłając jej półuśmiech.
Jeśli będzie chciała, sama ci powie.



***
Wiecie, dlaczego dodaję dzisiaj ten fragmencik?
BO BYŁAM WCZORAJ NA PIERWSZYM MECZU W MOIM ŻYCIU <3
i trwam w euforii.


MAM AUTOGRAF GRZESIA PILARZA

PS. Zakładka INFORMUJĘ, żyje.