Obudziłeś się cały obolały i
przez chwilę zastanawiałeś się, które treningowe ćwiczenie do tego doprowadziło.
Po chwili przypomniałeś sobie, że przecież wczoraj nie miałeś żadnego treningu,
a twoje bóle pleców i ramion spowodowane są faktem, że przespałeś się na
kanapie w salonie.
Powoli, bardzo powoli wszystkie
te fakty zaczęły do ciebie uderzać – poranek, kanapa, salon i Zuzia w twojej
sypialni.
- Och, ty głupiutki przystojniaku…
– westchnąłeś i ponownie zamknąłeś oczy. Twój budzik jeszcze nie zadzwonił, więc…
Zaraz, zaraz. Czy ty w ogóle
nastawiłeś budzik?
Praktycznie wyskoczyłeś z łóżka i
pierwszą rzeczą, jaką zrobiłeś było poszukiwanie telefonu. W końcu znalazłeś go
pod pustym pudełkiem po pizzy. Intensywny zapach ciasta i sosu czosnkowego,
który się z niego wydostawał, sprawił, że poczułeś głód, ale jedno zerknięcie
na wyświetlacz twojego telefonu całkowicie rozwiało plany smakowitego
śniadania. Prawdopodobnie nie zdążysz nawet przegryźć niczego w biegu.
Byłeś bardzo spóźniony – na tyle,
by trener zdążył dwukrotnie do ciebie zadzwonić.
Już, już miałeś zamiar wpaść do
sypialni, gdy nagle przypomniałeś sobie, komu pozwoliłeś się tam przespać.
Wahałeś się tylko przez chwilę – siatkówka znowu była ważniejsza niż cała
reszta. Wszedłeś cicho, praktycznie wślizgnąłeś się do środka. Zuzia wciąż
spała, skulona i zaplątana w kołdrę. Jej jasne włosy były rozrzucone na puchowej
poduszce, a słabe światło wpadające przez wielkie okna nadawało jej skórze
jasny, bardzo blady odcień. Uśmiechała się.
Nie miałeś czasu się tym
zachwycać, chociaż bardzo chciałeś. Zrezygnowałeś z prysznica, od razu się przebrałeś,
zgarnąłeś tylko butelkę wody z lodówki, wziąłeś w dłonie treningową torbę, kluczyki
od samochodu i wybiegłeś z mieszkania.
Byłeś już dwa piętra niżej, gdy
nagle sobie o czymś przypomniałeś. Biegiem wróciłeś na górę, wpadłeś do
przedpokoju i rozejrzałeś się. Klucze leżały w kącie na podłodze, podniosłeś je
i przez chwilę obracałeś w dłoniach. Odpiąłeś zapasowy i położyłeś go na blacie
stolika w kuchni.
Wyszedłeś, zamykając mieszkanie.
Nie mogłeś przecież pozwolić, by ktoś ukradł ci przyjaciółkę.
Zuza obudziła się bardzo szybko.
Zachłannie zagarnęła w płuca powietrze, gdy oślepiło ją światło poranka. Wczoraj
sen dopadł ją szybko, dzisiaj z taką samą prędkością ją wypuścił. Chociaż ona
była zdania, że mógł trwać i trwać… Był to jeden z tych snów przyjemnych, kiedy
człowiek po przebudzeniu ma mieszane uczucia – z jednej strony ma dość, wie, że
musi skończyć; ale z drugiej – pospolita rzeczywistość wydaje się za bardzo szara,
by w ogóle ruszać się z bezpiecznej, ciepłej pozycji. Sen wydaje się być
wybawieniem. Niech trwa.
Gdyby była u siebie – albo chociaż
w Polsce – i gdyby Ma nie był tak zachłannym, wiecznie głodnym, upartym kocurem,
prawdopodobnie odwróciłaby się na drugi bok i spała by dalej. Nie, to niedorzeczność.
Przecież nigdy nie należała do osób, które całymi dniami się wylegują. Nie z
jej niewykrytym ADHD.
Mimo wszystko, jest jej niesamowicie
trudno wydostać się z łóżka. Czuje się wygodnie, bezpiecznie i dobrze jak jeszcze
nigdy. Gładkość pościeli, spokój poranka, zapach – wszystko, co ją otacza. Pachnie
inaczej, czuje się inaczej. Nie tak, jak u siebie i to jej odpowiada. Nie jest
sobą, ale jest jej naprawdę dobrze. Więc skoro tak wspaniale się czuje, powinna
się martwić, że gdzieś się gubi? Że spada? Spada z twarzą ku słońcu, żeby nie
widzieć upadku i cieszyć się lotem.
Bredzisz, kochana.
Dlaczego przyjechała do Rosji?
Jej brat mieszkał za blisko, zerwała kontakty z koleżankami ze studiów, język
znała, więc było to w jej mniemaniu rozwiązanie oczywiste. Nie miała wątpliwości
co do tego czy Łukasz ją przyjmie. Zawsze był dla niej dobry.
Niebo się zachmurzyło, całkowicie
ukrywając słońce. Było jej zimno w pustym, stygnącym łóżku. Deszcz zaczął
bębnić niespokojnie o szyby. Objęła się ramionami i potarła nagie ciało.
Stłumiła ziewnięcie i wygramoliła się z łóżka. Czas brać się do roboty.
Zaczęła od zerknięcia na budzik i
uświadomienia sobie, że jest już po dziesiątej. Szybki prysznic, lekkie
śniadanie i krótki spacer z Ma, żeby zapoznać się z okolicą. Długo zastanawiała
się nad tym, czy powinna zrobić obiad – ostatecznie doszła do wniosku, że
mogłoby to być zbyt niebezpieczne, szczególnie, że mimo wszystko nie jest u
siebie w mieszkaniu i wyrządzone szkody na pewno nie spodobałyby się właścicielowi.
Zamiast maratonu wśród książek kucharskich, odwiedziła pobliską cukiernie –
dzięki Bogu, słodycze zawsze działają na troski! Wykupiła sporą część jej
zasobów.
Nie wiedziała, o której wraca Łukasz,
ale stwierdziła, że zaczeka na niego. Dlatego praktycznie cały dzień chodziła
głodna, a później zaczęła zajadać się ciasteczkami... Nie była to może zdrowa
dieta, ale za to jaka smaczna!
Czekała, czekała i czekała tak
długo, że zaczęła przeglądać zawartość jego lodówki tylko po to, żeby poczytać etykietki
na opakowaniach. W końcu usłyszała dzwonek do drzwi i pobiegła jak w skowronkach,
żeby otworzyć. Nawet nie zastanowiła się nad tym, dlaczego Łukasz miałby czekać,
aż ona otworzy mu drzwi do jego własnego mieszkania. A powinna, bo gdy
otworzyła, nie zobaczyła Łukasza…
***
wiecie co? ja lubię tego bloga.
Andrzej też. <3
zgadnijcie kogo pozna Zuzia! XD
We wstępie pisałam, że smutno się skończy, ale teraz to już nie wiem czy będę do tego zdolna ... ; c