#9:

Katerine – Ayo Technology

Zuza obudziła się dopiero po jedenastej. O tej porze w sypialni było tak jasno, że zaczęło jej to przeszkadzać.
Pierwszą rzeczą, jaką odkryła po przebudzeniu to fakt, że było jej bardzo, bardzo gorąco. Potem zorientowała się, że nie do końca pamięta, jak właściwie się tu znalazła. Jeszcze kilka sekund zajęło jej uświadomienie sobie, że ten okropny ból głowy to kac.
O Jezusie. Jak ona tego nienawidzi.
Fakty zaczęły do niej docierać dopiero po jakichś dziesięciu minutach gorącego, zbawiennego prysznicu. Przypomniała sobie wino, Mariettę, wspólne plany co do spotkania się kiedyś na mieście, wymianę informacji na temat Łukasza, samego Łukasza i fakt, że praktycznie zaniósł ją do sypialni. I gwiazdy.
- O, nie… - mruknęła do siebie i uderzyła kilka razy głową w ścianę.
Czuła dokładnie każdy centymetr swojego ciała, czaszkę i gardło jakoś szczególnie. Na jej nieszczęście, zbawienna moc prysznica przestała działać i chyba coś zepsuła, bo jej gorący strumień, zmienił się nagle w lodowaty orzeźwiacz.
- Ugh – jęknęła.
Doczołganie się do sypialni zajęło jej zdecydowanie za dużo czasu; cudem było to, że sama się jakoś ubrała, a już na granicy boskiej interwencji można by było zamieścić fakt, że dotarła do kuchni.
Nie zauważyła niczego dziwnego… Właściwie nie zauważyła nikogo, ani niczego, dopóki nie usiadła przy stole i nie wypiła postawionej tam szklanki z wodą i rozpuszczoną w niej aspiryną. Połknęła wszystko duszkiem.
- Nienawidzę alkoholu – oznajmiła.
Pusta szklanka szybko napełniła się jakąś pomarańczową cieczą, a puste miejsce obok niej zajął talerz z jajecznicą ze szczypiorkiem. Czując jej zapach, skrzywiła się.
- Jeśli tego nie zjesz, będę zmuszony cię nakarmić.
Hmm, to była dla niej bardzo kusząca propozycja… Odchrząknęła, wzięła w dłoń widelec i podniosła wzrok:
- Myślałam, że cię nie ma.
Łukasz usiadł naprzeciw niej i nie mógł powstrzymać uśmiechu. Doskonale pamiętał swoją nastoletnią przyjaciółkę, która szalała na imprezach razem z nim i swoim bratem. Zawsze długo je odchorowywała, ale nigdy się nie oszczędzała, głupia. To, że dzisiaj wyglądała dokładnie tak samo jak kiedyś – nieumalowana, marudna, zła na cały świat, spragniona i skacowana – sprawiało mu jakąś niewyobrażalną radość, bo przypominało piękne czasy, gdy niczym nie musiał się przejmować.
- Wróciłem wcześniej – wzruszyłeś, Łukaszu, ramionami, patrząc na Ma, który zaczął się kręcić koło stóp właścicielki. Dzisiaj o nim nie zapomniałeś. Ba, nawet zdążyliście się zaprzyjaźnić – nie podrapał cię, kiedy zaoferowałeś mu jedzenie.
Zuzia spojrzała przelotnie na zegarek. Było po dwunastej.
- Dużo wcześniej.
- Darowałem sobie siłownie.
- Bo?
Zanim odpowiedział, stłumił szeroki uśmiech i upił łyk kawy.
- Pomyślałem, że ci się przydam.
Ból głowy stopniowo mijał pod wpływem mocy tabletki, więc zaczęło do niej docierać więcej bodźców. Na przykład inne zapachy niż ta cholerna jajecznica.
- Czy to kawa?
Spojrzałeś na swój kubek i potwierdziłeś skinieniem głowy, na co dziewczyna bez zbędnych ceregieli wyrwała ci go z rąk i wypiła.
Przyglądałeś się jej, marszcząc brwi.
- Gdybym wiedział, że pijesz kawę to też bym ci zrobił.
Zuzanna odłożyła pusty kubek z głośnym brzdęknięciem, a potem sięgnęła po swoją szklankę z sokiem pomarańczowym.
- Nie lubię kawy – stwierdziła i zabrała się za picie. Po chwili odsunęła szkło od siebie i skrzywiła się.
- Ugh. Kwaśne.
- Świeżo wyciskane.
- Masz czas, żeby bawić się w coś takiego?
- Ostatnio mam dużo czasu.
- Tak? I co zamierzasz z nim zrobić? – spojrzała na niego uważnie.
Łobuzerski błysk pojawił się w jego oku.
- Ubierz się ładnie. Wychodzimy.






powinnam robić tyle rzeczy, ale mi się nie chce .

#8:

t. A.T. u. – All About Us

Zuza poprosiła cię, żebyś poczytał jej bajkę o Kopciuszku, kiedy prowadziłeś ją – raczej wlokłeś – do sypialni. Wcześniej jakimś cudem udało ci się odtransportować Mariettę do taksówki i przepłacić za bezpieczne odstawienie jej do domu, gdziekolwiek on by nie był.
- Proszę, tylko jedna bajka.
Sam nie wiedziałeś, jak powinieneś na to zareagować, bo… no, Słodki Jezusie, skąd ty niby miałeś mieć bajkę o Kopciuszku?! Nie, żeby brakowało ci dobrej edukacji, tudzież znajomości tej lektury, ale znałeś podstawy – „za siedmioma lasami”, księcia na białym koniu i happy end, te sprawy. Miałeś może mały niedobór w kwestii dialogów, postaci i ogólnego czasu i miejsca akcji. Dlatego nieelegancko udałeś, że w ogóle nie usłyszałeś jej prośby.
- Cudowny dzień – widocznie dziewczyna zmieniła taktykę, bo widząc wielkie okna w sypialni, zaczęła się ku nim wyrywać – Pooglądajmy gwiazdy! – zaproponowała z entuzjazmem.
- Stąd ich nie widać – stłumiłeś jej radość i usadziłeś ją na łóżku. Spojrzała na ciebie szklistym wzrokiem i uśmiechnęła się radośnie, jakbyś właśnie oznajmił jej, że wygrała milion dolarów. Boże, całkowicie się spiła!
- Gwiazdy są takie piękne – stwierdziła w przypływie nagłego natchnienia i przymknęła powieki. Potrząsnąłeś jej ramionami:
- Nie zasypiaj! – poprosiłeś.
- Nie zasypiam – wyszeptała, chwiejąc się bezwładnie to w prawo, to w lewo.
Ostrożnie zdjąłeś jej przez głowę sweter. Potem pozwoliłeś jej opaść na łóżko i rozpiąłeś guzik dżinsów.
- Taki piękny dzień – mamrotała, gdy zdejmowałeś z niej spodnie – Taki piękny i cudowny.
Została w samych majtkach i podkoszulku.
- Chcesz coś do jedzenia? – przypomniałeś sobie nagle.
Pokręciła głową, nie otwierając oczu.
- Do picia?
- Nie… - wymamrotała – chciałabym gwiazdy.
Uśmiechnąłeś się i delikatnie przeniosłeś jej ciało o te parę centymetrów, żeby wygodniej ułożyć ją na łóżku. Otworzyła oczy, gdy się odsunąłeś, żeby przykryć ją kołdrą.
- Gdzie moje gwiazdy? – spytała bardzo poważnie.
Nagle na łóżko wskoczył Ma i popatrzył na ciebie nieufnie. Całkiem o nim zapomniałeś! Ciekawe, gdzie się ukrywał, gdy jego właścicielka tak świetnie się bawiła.
Zuzia przyglądała ci się.
- Nie mam dla ciebie gwiazd – powiedziałeś ze smutkiem.
Westchnęła ciężko, jakbyś sprawił jej niemal fizyczny ból.
- Nie szkodzi – stwierdziła po chwili. Złapała cię za rękę i pociągnęła do siebie – Śpij ze mną.
- Zuza…
- Proszę.
Przełknąłeś głośno ślinę.
- Jesteś pijana, a to jest zły pomysł.
- Wcale nie – zaprzeczyła gorąco, uparta istota.
- Nie – powtórzyłeś bardziej stanowczo.
Ma miauknął i ułożył się obok swojej właścicielki.
Znowu westchnęła.
- Nie mam ani gwiazd, ani ciebie – stwierdziła z wyrzutem.
Przemilczałeś to, popchnąłeś ją lekko na łóżko i przykryłeś kołdrą.
- Przepraszam – powiedziała, zamykając oczy.
- Jesteś pijana. Sama nie wiesz, czego chcesz – wyszedłeś.
Och, Łukaszu, gdybyś tylko wiedział…
Prawdziwym problemem było to, że Zuzia doskonale wiedziała, czego tak naprawdę chce.




#7:

Zaz – On Ira

Jesteś wykończony po treningu, ale wiesz, że to tylko chwilowe. Twoje mięśnie potrzebują po prostu kilkudziesięciu minut, żeby odpocząć i wrócić do swojej zwykłe, biernej formy. Parkując samochód pod budynkiem, w którym mieszkasz, uświadamiasz sobie, że cieszysz się z powrotu do domu. Sam się sobie dziwisz. Wizyta przyjaciółki nie powinna wyciągać z ciebie tak wielu emocji – one powinny być z tobą od zawsze… Więc dlaczego twoje serce teraz drży i stukoce w zniecierpliwieniu i podekscytowaniu?… Uświadamiasz sobie, że powinieneś przemyśleć parę spraw. Kwestia twojego szczęścia pozostaje sprawą dyskusyjną.
Praktycznie wbiegasz na swoje piętro i pośpiesznie otwierasz drzwi mieszkania. Uśmiech na twojej twarzy tężeje, gdy słyszysz głosy. Jeden niewątpliwie należy do Zuzi, ale drugi… Zamierasz z dłonią na klamce, wzdrygasz się, zamykasz drzwi jak najgłośniej i rejestrujesz, że kobiety w salonie milkną.
Źle zrobiłeś, powinieneś troszkę podsłuchać, żeby wiedzieć, w jakich są stosunkach. Co jeśli teraz wpakujesz się w sam środek otwartej wojny? Nie, przestań. To byłoby do nich niepodobne.
Otrząsasz się z tego chwilowego szoku, prostujesz, poprawiasz dłonią włosy, zrzucasz torbę na podłogę.
- Wróciłem – oznajmiasz, ale brzmi to tak żałośnie, że sam się krzywisz.
Słyszysz chichot w pokoju, gdy wchodzisz.
Na kanapie widzisz swoją nowopoznaną koleżankę, Mariettę i jej czekoladowe, piękne oczy wpatrzone w ciebie. Czekoladowe? Hmm, mógłbyś przysiąc, że były niebieskie… Nieważne.
Marietta ma na sobie sukienkę krótką do połowy uda z długim rękawem i zalotnym dekoltem, a na nogach szpilki. Całość w czerni, srebrna opaska w ciemnych włosach dodaje jej blasku. Umalowała się lekko – podkreśliła usta szminką, a oko ciemną kreską. Uśmiecha się, a w ręce trzyma kieliszek. Wino. Z twojej lodówki!
Obok niej na fotelu siedzi wygodnie Zuza, ubrana w dżinsy i zielony sweterek zapinany na guziki. Jest boso, a jej paznokcie są pomalowane pastelowo różowym lakierem. Włosy ma spięte w luźny warkocz, z którego wydostają się pasemka i okalają jej twarz. Jest nieumalowana i zarumieniona, pewnie przez alkohol.
- Cześć – witają się z tobą niemal jednocześnie, a potem wymieniają spojrzenia i wybuchają śmiechem.
Stoisz nad nimi – zmieszany, zdezorientowany i zdenerwowany.
- Jak widzisz, zdążyłyśmy się już poznać - oznajmia ci wesoło Zuzia i jakoś tak automatycznie wskazuje dłonią z kieliszkiem w stronę swojej koleżanki – To jest Marietta.
- Moja nowa znajoma, Zuzanna – dostosowuje się do dziewczyny Rosjanka i czyni w jej kierunku taki sam gest, prezentując ją tobie.
- Bardzo mi miło, że się poznałyście, ale…  - sam nie wiesz co masz robić. Nagle uświadamiasz sobie, że przecież nie rozmawiacie po polsku. Zwracasz zdziwione spojrzenie w stronę swojej przyjaciółki:
- Mówisz po rosyjsku? – pytasz w ojczystym języku.
Wzrusza ramionami, upijając łyk wina.
- Długa historia – zbywa cię machnięciem dłoni – Może się do nas przyłączysz, bo właśnie…?
Zuzia nie ma okazji skończyć swojego wywodu, bo nagle Marietta podnosi się z miejsca. Robi to zgrabnie, ale trochę drżą jej kolana. Zerkasz na butelkę. Zdążyły się już nieźle zabawić.
- Przyjechałam, bo chciałam zabrać cię na randkę, przystojniaku – oznajmia ci odważnie – Ale teraz… Teraz… - waha się – Teraz już chyba nie mam siły – stwierdza inteligentnie – Powinnam już wracać do domu…   
- Zostań! – prosi ją natychmiast Zuzanna – Nie skończyłyśmy jeszcze.
Marietta patrzy na nią niepewnie, ale tylko przez chwilę, bo zaraz siada, podrywa do góry kieliszek i wypija całą jego zawartość, na co ta druga reaguje niepohamowanym śmiechem.
- Zostawiam was – jakoś niespecjalnie widzisz się w tym pomieszczeniu razem z dwiema kobietami znacznie już spitymi – Muszę wziąć prysznic.
Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu, znowu zaczynają się śmiać. Marszczysz brwi, ale pomijasz to milczeniem. Wychodzisz i kierujesz się do sypialni. Odprowadzają cię ich chichoty.
No, bracie. Teraz to dopiero się urządziłeś. Ciekawe jak pozbędziesz się obu tych pijanych kobiet ze swojego domu? Bo, uwierz mi, ich spotkanie szybko się nie skończy…
--- ponad godzinę później ---
Wziąłeś właśnie długi i odprężający prysznic. Bardzo długi. Tak długi, że w efekcie pomarszczyła ci się skóra na palcach, czego bardzo nie lubiłeś. Nie, nie.
Patrzyłeś na siebie w lustrze niewidzącym wzrokiem, bo za bardzo skupiałeś się na głosach, dobiegających z salonu. Sam nie wiedziałeś, jak to się stało, że twoja najlepsza przyjaciółka z dzieciństwa i twoja nowopoznana przyjaciółka z klubu dyskutują sobie po rosyjsku w twoim salonie, w twoim mieszkaniu, pijąc twoje wino i śmieją się, jakby nie miały przed sobą tajemnic i znały się od siódmego roku życia. Zastanawiałeś się nad tym przez chwilę, ale w końcu doszedłeś do prostego wniosku: to kobiety - tego nigdy nie zrozumiesz.
Założyłeś szare, dresowe spodnie, w których sypiałeś tylko wtedy, gdy było ci zimniej niż zwykle. Dzisiaj to konieczność. Normalnie pewnie rzuciłbyś się nago na łóżko i zasnął od razu, w jakiejkolwiek, nawet najbardziej niewygodnej pozycji. Ale to było zanim w twoim mieszkaniu pojawiły się te dwa pijane demony. To mogłoby się dla ciebie bardzo źle skończyć i wolałeś nie ryzykować. Nie wywoływać wilka z lasu czy coś w tym stylu. Dla pewności ubrałeś jeszcze białą koszulkę. Usiadłeś na łóżku, później położyłeś się i czekałeś…
Nigdy nie byłeś cierpliwym człowiekiem, niestety. Teraz ta cecha bardzo by ci się przydała, bo twoje przyjaciółki ewidentnie nie miały jeszcze zamiaru kończyć. Idiotyczna sytuacja.
Nagle poczułeś w sobie niewyobrażalną moc i siłę. Jesteś mężczyzną. Jesteś silnym mężczyzną. Jesteś zdecydowanym mężczyzną. Jesteś panem swojego życia. I swojego mieszkania. Dlatego wstałeś, napiąłeś mięśnie i ruszyłeś do salonu, zakończyć tę niedorzeczną, kobiecą popijawę.  


Vous êtes les étoiles nous somme l'univers
Vous êtes en grain de sable nous sommes le désert
Vous êtes mille phrases et moi je suis la plume
ta piosenka sprawia, że tęsknie . <3