#1:


Depeche Mode – Enjoy the silence

Obudziły cię słoneczne promienie, leniwie skradające się po twojej skórze. Uchyliłeś delikatnie oczy, ale oślepił cię blask. Nie byłeś zły. Doceniałeś to, że wspaniałe słońce zechciało się chociaż dzisiaj pokazać. W Rosji było rzadkim gościem. Zresztą, w twoim rodzinnym kraju też.
Nie wstałeś od razu, obróciłeś się zwinnie na plecy i zapatrzyłeś w sufit. Zastanawiałeś się, co mógłbyś dzisiaj robić – w wolny dzień. Było tyle możliwości. Mogłeś spędzić go na całkowitym nic-nierobieniu, nawet nie wstając z łózka, mogłeś przeleżeć go na kanapie w salonie przed telewizorem albo z książką w dłoniach. Kupowałeś przecież tyle książek, a nigdy nie miałeś czasu, aby zacząć je czytać. Mogłeś zadzwonić do kumpli z drużyny, umówić się, wyjść na miasto. Mógłbyś zadzwonić też do tej dziewczyny, którą poznałeś niedawno i zabrać ją gdzieś na lunch albo na kolację. Jak ona się nazywała? Marietta? Być może. To nieładnie z twojej strony, że nie pamiętasz.
Zapomniałeś, jak miała na imię dziewczyną, z którą spędziłeś większą część wieczoru w jednym z lokalnych klubów, ale doskonale pamiętałeś jej śliczne, ciemne włosy, bladą, gładką skórę, kocie oczy i nieprzyzwoicie długie nogi. Była od ciebie niższa i wspaniale poruszała się na parkiecie. Miała cudowny uśmiech i dołeczki w policzkach… Jezu, tylko jak ona się nazywała?!
Marietta. Tak, zdecydowanie nazywała się Marietta. Musiała się nazywać Marietta!
Pamiętałeś, że była ubrana w czerwoną obcisłą sukienkę – och, nie mógłbyś tego zapomnieć. Ta sukienka była jak jej druga skóra, doskonale podkreślała wszystko to, co powinna – smukłe uda, szerokie biodra, wąską talię, piersi… Bardzo chciałbyś, żeby teraz tu była. Miałeś ogromną ochotę zobaczyć ją w swoim łóżku. Nagą. Mhm… Aż zrobiło ci się gorąco.
Twoje dalsze zagłębianie się w fantazje na temat jej ciała przerwało burczenie w brzuchu i nagła, niepohamowana ochota na czekoladę. Sekundę zajęło ci zrozumienie, że twoja lodówka jest całkowicie pusta i jeśli liczysz dziś na jakikolwiek posiłek, powinieneś ruszyć się jednak z ciepłego, przytulnego łóżka i skoczyć do sklepu. Wstałeś niechętnie, ociągając się długo. Perspektywa przespania tak pięknego, słonecznego dnia, była dla ciebie silną pokusą. Jeszcze silniejsza była perspektywa zatopienia się w erotycznych snach.
Ale twój żołądek znowu zaprotestował.
Ubrałeś się w to, co akurat było pod ręką – dżinsy i ciemny sweter, chyba jedyny w twojej szafie. Zadziwiające, mieszkałeś tutaj ponad pół roku, a zainwestowałeś tylko w płaszcz i rękawiczki. Żadnych cieplejszych ubrań. Tylko ten durny sweter, który przysłała ci na święta przyjaciółka z rodzinnej miejscowości. Miło, że pamiętała, jednak gust miała paskudny. Już sam kolor owego swetra krzyczał: „kup cokolwiek, ale nie mnie!”
Założyłeś buty, owinąłeś się szczelnie płaszczem, bo słońce bywa zdradliwe, zgarnąłeś klucze, telefon i portfel, wyszedłeś.
Tak, to była Marietta. Tak, tak – teraz przypomniałeś sobie dokładnie. To ona. Miała taki słodki uśmiech i… hmm… dołeczki w policzkach. Śliczne imię, Marietta.
Miałeś szczęście, że spożywczak był akurat na twoim osiedlu i zamiast długiego maratonu, w którym napędzałby cię głód, czekała cię tylko krótka przebieżka parę bloków dalej. Zrobiłeś szybko zakupy, posłałeś kilka uśmiechów w stronę rozhisteryzowanych kobiet, bo przecież byłeś piękny, zapłaciłeś i grzecznie wróciłeś do siebie, zadowolony z faktu, że już o poranku płeć piękna zdążyła zauważyć, jakim jesteś uroczym mężczyzną. Lubiłeś, gdy ktoś zwracał uwagę na to, jak wyglądasz, bo mile łechtało to twoje ego. Tak. Nie ma nic lepszego jak przekonanie o swoim uroku osobistym i pewność siebie. Wszystko to, z dodatkiem promiennego słońca i świadomością, że czeka na ciebie czekolada sprawiło, że dzień od razu stał się wspaniałym i śmiało mógł kandydować na czołowe miejsce listy najwspanialszych dni twojego życia.
Tak przynajmniej wydawało ci się, dopóki nie pojawiłeś się przed drzwiami swojego mieszkania, bo zastałeś je otwarte na oścież, ubrudzone czymś jaskrawo czerwonym i porysowane. W dodatku ten zapach. Ugh.
Cholera.

***
pisane na prochach, bo od rana boli mnie ucho, gardło i pożeram już dzisiaj 6 cholineks, a apapów zjadłam 4. dzielę się z wami tą uwagą, co by dotarła do was powaga sytuacji. dzisiaj wszystko jest przeciwko mnie 
Drodzy Ludzie, jeśli to coś powyżej wam się nie podoba - nie przepraszam was za to. To opowiadanie będzie miało właśnie taki charakter. Spokojny i łatwy. Prosty, ale ważny w swej prostocie. Nauczcie się czytać między wierszami i wyciągać wnioski. Hmm, chyba poszłam za bardzo psychologicznie. 
Przedstawiam wam Łukasza - nieco zagubionego w swoim życiu i nierozgarniętego.
Natomiast Łukasz przedstawia wam Mariettę - na razie tylko jej opakowanie, ale spokojnie. Otworzymy je niedługo. Nie bójcie się. 
Zanim jednak Marietta wkroczy do akcji, coś jeszcze w jego życiu musi się wydarzyć. Coś zupełnie niespodziewanego. 

szczęście, że to w ogóle dodałam, bo Marianna odmawiała dzisiaj współpracy 



27 komentarzy:

  1. Taki Łukasz leży mi bardziej niż jego ugładzone i poważne wersje. Biorę to takie jakie jest lekkie i przyjemne. Nie doszukuję się drugiego dna, bo mi się podoba bez niego. Lubię Łukaszową wizję Marietty choć jeszcze nie poznałam jej prawdziwego oblicza, lubię Łukasza choć w rzeczywistości nie lubię mężczyzn z takim mniemaniem o sobie. Świat nierealny przyjmie wszystko!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie Łukasz przypadł do mojego gustu, chociaż nie lubię mężczyzn nad wyraz pysznych, a on taki mi się wydaje. Marietta, mimo że została przedstawiona tylko w wizji Łukasza, jak on postrzega tą kobietę już przypadła mi do gustu. Mam nadzieję, że jej sposób bycia nie wywoła odwrotnego zdania. Cóż to powyżej, niesamowicie mi się podoba i chcę więcej, a końcówką poruszyłaś moje pożądanie kolejnej części.
    Daja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Podobnie jak poprzednim czytelniczką mi też przypadł do gustu Łukasz, no i Marietta chodź dokładnie jeszcze jej nie poznałyśmy, ale to już niedługo jak mam nadzieję;) Ciekawi mnie co tam się u Łukasza stało w mieszkaniu, ale o tym zapewne dowiem się w kolejnym rozdziale;) Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejne;)

    OdpowiedzUsuń
  4. O, bardzo lubię takiego Łukasza ;) Taki wyjątkowy Żygadło mi się podoba, bo gdybym ja miała coś z nim tworzyć to wyszłaby marna opera mydlana, ale ja już tak mam ;) Marietta jako opakowanie wygląda pięknie, zobaczymy co się stanie, gdy tak jak powiedziałaś - niedługo ją otworzymy ;) I zdecydowanie lubię prostotę, taką jak ty tworzysz - bardzo ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No ciekawy obraz Łukasza, taki fajny:) Bardzo mi się podoba. I Marietta widać, że naszemu Ziomkowi przypadła jak najbardziej do gustu ;> Ciekawe co tam Łukasz ciekawego zastał. Czekam na kolejny. ( Przepraszam za jakość komentarza, ale moja głowa dziś wyjątkowo nie funkcjonuje zbyt dobrze, a może inaczej. Wyjątkiem jest jak dobrze funkcjonuje. :P No nic )
    POZDRAWIAM !!!
    Paulka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej:) To opowiadanie bardzo przypadło mi do gustu. Dlatego też nominuję Tego bloga do The Versatile Blogger. Szczegóły tutaj:
      http://wherever-will-you-go.blogspot.com/p/blog-page_7.html

      Usuń
  6. "posłałeś kilka uśmiechów w stronę rozhisteryzowanych kobiet, bo przecież byłeś piękny" - no i jak tu się nie uśmiechnąć od ucha do ucha? :D
    Łukasz jest super, bo jest Łukaszem i jednak przez taki pryzmat na niego patrzę. Z zaciekawieniem czekam, jak się jego postać rozwinie i tak sobie myślę, że na pewno mnie nie rozczarujesz.
    Co do Marietty - ja tam Łukaszowi życzę jak najlepiej, z pewnością wybierze dobrze :)

    Najbardziej ze wszystkiego lubię Twój styl pisania. Przyjemny, zabawny, lekki w odbiorze. Czysta przyjemność. Ale to już wiesz, nie będę więcej słodzić, bo pójdziesz popaść w samozachwyt, zamiast tworzyć kolejne części kolejnych opowiadań :P

    No i narobiłaś mi ochoty na czekoladę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Solidny bełkot dostrzegam tutaj wyżej, bez większego ładu i sensu. Przepraszam, lepiej mi wychodzą komentarze nocne. To chyba kwestia temperatury.

      Usuń
    2. spoko, spoko - to jest wszystko wina słońca . jest złe i nie chce sie chować . -,-

      Usuń
    3. Jutro się ma schować podobno, to może w końcu mózg mi się przestanie gotować i bulgotać.

      Usuń
    4. Mhm. I burza ma być, burza jest najlepsza <3
      Oby mnie znowu prognozy nie oszukały, bo tydzień temu miały być taaakie wielkie ulewy i wszędzie były, a u mnie padało 10 minut -.-

      Usuń
    5. nieee, burza wcale nie jest fajna, bo odbiera moje połączenie internetowe, bestyja.
      ale mogłoby padac. dłuuuuugo i moooocno, żebym się nie musiała z domu ruszac i wtedy nie miałabym poczucia, że nie mam życia . ; d

      Usuń
    6. To bestia, faktycznie. A tak ją zawsze lubiłam...
      Też przechodziłam w tym roku taki okres. Na szczęście zbiegło się to z majowo-czerwcowymi deszczami i miałam dobre usprawiedliwienie na siedzenie w domu i niemanie życia.
      Za to nie będziesz miała wymówki i siedząc w domu będziesz mogła dużo pisać. Już zacieram rączki :D

      Usuń
    7. O tak!
      Bo w ogóle, to w sobotę(?) wyjeżdżam do pracy na koniec świata i nie wiem, czy będę tam miała internety i czas, żeby ich używać, dlatego wcale bym się nie obraziła, jakbym miała okazję przed wyjazdem jeszcze coś Twojego przeczytać ;) Za to może się okazać, że potem będziesz miała ze mną spokój do Świąt albo innej takiej okazji, która mnie przyciągnie do domu. Chociaż mam nadzieję, że nie. Panie Premierze! Jak żyć bez internetów?

      Usuń
    8. Co?! Koniec świata?! bez Internetu?! I... i nie będziesz czytać?! O.o Ale jak to?! Dlaczego?! Jak JA mam żyć?! ; c

      btw, wieczorem będzie nówka na naturalnej ; D

      Usuń
  7. Nie wiem, czy tu są jakieś ograniczenia ilościowe, czy coś, ale nie mogę się podpiąć pod wcześniejszy komentarz...
    Właśnie nie mam pojęcia zielonego, jak to będzie wszystko wyglądało. Jak nie będzie internetów, to na pewno będę organizować jakiś mobilny, ale czy i kiedy, to wyjdzie na bieżąco. Ale tak całkiem na stałe się od świata odciąć nie dam! Najwyżej na chwilę, zanim się zadomowię i ogarnę. Ale może się martwię na zapas i wszystko będzie cacy :)

    Cudoooownie, naturalna jest moja ulubiona :D
    To ja idę trochę na ten skwar, porobić rzeczy na świeżym śląskim powietrzu (przynajmniej nie będę odświeżać co 5 sekund sprawdzając, czy już jest "wieczorem" :P) i jak wrócę, to będzie jak znalazł ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie możesz zostawić samej w tym wielkim złym świecie bloggera . ; c Ej, może jak co to ja ci będę druki wysyłać ? xD
      Wieczorem to jest później, a później to tak w sumie jest... koło 9? ^^

      Usuń
    2. Matko, ja nawet nie wiem, czy tam jest jakaś poczta (mówię, że koniec świata xD). Jest jezioro, możesz spławiać w butelce.
      A poważnie - nie ma opcji, żebym przetrwała na stałe offline, więc jak nie będzie możliwości podłączenia się do miejscowej sieci (a ciągle liczę, że jednak nie powinno być z tym problemu), to na pewno będę coś innego ogarniać. No bo jak to tak? Muszę Cię wspierać przecież! I moich wiernych photoblogowych fanów w liczbie 3 (taki strzał) też nie mogę zostawić samych :P
      Ooooch, o 9 to mnie jeszcze pewnie długo nie będzie i nie załapię się znowu na pierwszego słit komcia :( Trudno, nie można mieć wszystkiego. Nie będzie pierwszy, to będzie pewnie, jak zwykle, najdłuższy i najbardziej pozbawiony sensu xD

      Usuń
    3. ubóstwiam twoje komentarze, nawet jeśli są najdłuższe i najbardziej pozbawione sensu <3 nie wiem czy się nam uda z tym jeziorem, no bo jak to? przeż jezioro chyba w miejscu stoi i nic do niego nie dopływa nie? O.o najwyżej nauczymy się sygnałów dymnych . xD

      Usuń
    4. Kurde, dzięki! Ja ubóstwiam Twoje opowiadania, więc się idealnie zgrywamy <3
      Hmm, jakaś rzeka powinna dopływać, bo skąd woda? Jak z samego deszczu, to mam po jeziorze... -.- Sygnały dymne też są spoko, zawsze chciałam być indianinem (nawet byłam kiedyś indianką! Na balu przebierańców w przedszkolu :D).
      Dobra, lecę, bo się znowu spóźnię!
      A nie, jestem królową! To oni będą za wcześnie...

      Usuń
  8. Weszłam w zakładkę, przeglądnęłam, patrzę - blog o Ziomku. No to wbijam - myślę. Pierwszy rozdział, drugi i nie żałuję. To jest cudowne! Mogłabym się pewnie nieźle rozpisać nad zajebistością tego dzieła na górze, ale chyba jestem jeszcze w innym świecie. W świecie Łukasza, którego uwielbiam zarówno z reala, jak i w Twoim opowiadaniu. Nudzą mnie już charaktery siatkarzy, którzy są niby tacy niesamowicie skromny i próżny, zakochany w sobie Żygadło jak najbardziej mi odpowiada!

    No jednym słowem - ZAKOCHAŁAM SIĘ (to chyba dwa słowa, kurczę)

    Ciekawe jak rozwinie się wątek z Mariettą, bo Łukasz to już chyba ma co do niej własną wizję i plany :p

    Pozdrawiam i oczywiście zapraszam do siebie - http://niepojete-szczescie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym wstępem to mnie troszkę przestraszyłaś ; d
      Ale czytając dalej ponownie zaczęłam oddychać i bardzo ci dziękuję <3

      Usuń
  9. Nominowałam Twój blog do konkursu "Najlepsze Opowiadanie 2013 roku". Nie będę już tu więcej gadać, tylko podaję link do posta. Mam prośbę: poproś swoich czytelników o głosowanie na Twój blog!:) http://kibicowelove.blogspot.com/2013/08/konkurs-najlepsze-opowiadanie-2013-roku.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Okej, kolejny blog, którego będę czytać :D Popadający w samouwielbienie Ziomek? Jak najbardziej! Mogłabyś mnie informować?
    http://jedna-osoba-moze-zmienic-twoje-zycie.blogspot.com/
    Z góry dzięki :D

    OdpowiedzUsuń