#0:

Macklemore & Ryan Lewis - Wings

Zdecydowanie najpiękniejszym momentem całego twojego siatkarskiego dnia był ten, kiedy o godzinie 19 mogłeś wrócić do domu. Tak, lubiłeś swoją pracę, kochałeś bycie siatkarzem, ale w równym stopniu co boisko, kochałeś swoje łóżko.
Nic nie mogło zastąpić tej pięknej chwili, kiedy mogłeś wszystko rzucić i po prostu iść spać, licząc na to, że problemy znikną, obowiązki znikną, wszystko co złe zniknie – a dobre pozostanie. Sen to dobra rzecz. Spokojna, trwała, przydatna, przyjemna. We śnie nic złego nie może cię spotkać. Twój sen – twoje wybory – ty masz kontrolę.
Wsiadłeś do srebrnego volvo i z hukiem zamknąłeś drzwi. Wewnątrz samochodu też było zimno. Cieplej niż na zewnątrz, ale wciąż zimno. Takie są właśnie uroki mieszkania w Rosji. Ale tobie to nie przeszkadza, bo niby czemu? Co jest nie tak z chłodem i zimnem? Tobie to odpowiada, tobie zawsze jest gorąco. Cały czas jesteś w ruchu, więc nie narzekasz. A nawet gdybyś kiedyś nagle zaczął nienawidzić deszczu i śniegu, to przecież masz wystarczająco dużo pieniędzy, aby pojechać sobie na wspaniałe wakacje w jakieś cudowne, dalekie, ciepłe miejsce. Masz sporo możliwości i całkiem ładną listę miejsc, które chciałbyś zobaczyć. Musiałbyś tylko znaleźć chwilę.
Jak na razie jedynym miejscem, które bardzo chciałbyś zobaczyć było twoje mieszkanie. Sam nie wiedziałeś, dlaczego czułeś się dzisiaj tak okropnie wyczerpany. Fizycznie i psychicznie. Chyba brało cię jakieś choróbsko.
Odpaliłeś samochód, włączyłeś radio, ale nie miałeś już siły wtórować wokalistom, ruszyłeś przed siebie, a czterdzieści minut później stałeś już pod drzwiami swojego apartamentu i szukałeś klucza. Zawsze po wyjściu mówiłeś sobie „chowam go tutaj”, ale, gdy wracałeś, nijak nie potrafiłeś go znaleźć. To trochę tak jak z twoim szczęściem. Także miałeś wrażenie, że jest gdzieś tutaj schowane, ale – niestety – jak na razie się nie pojawiło. Straciłeś już nadzieję, że w ogóle cię tutaj dopadnie. W końcu mieszkasz już w Rosji ponad pół roku.
Mieszkanie było duże, jasne i urządzone w nowoczesnym stylu, który bardzo lubiłeś – bo był prosty i praktyczny. Nie przytłumiał twojego samopoczucia mnóstwem zbędnych, kolorowych bibelotów, które od zawsze uważałeś za przeżytek. Bo po co komu trzy tysiące słoników z uniesioną trąbą na szczęście? Przecież to i tak nie działa. Zwykłe zabobony.
Zostawiłeś sportową torbę tuż przy wejściu. Później się nią zajmiesz. Kiedyś na pewno. Teraz skupiony byłeś tylko na tym, żeby znaleźć cokolwiek do jedzenia, wziąć szybki prysznic i iść spać. Tak. Sen to twój przyjaciel.
Z gustownego przedpokoju, który zawsze zachwycał cię swoim wysokim sufitem, przeszedłeś bezpośrednio przez salon do kuchni. Czarne adidasy zgubiłeś gdzieś po drodze. Odruchowo włączyłeś telewizor w pokoju dziennym. Płaski, ogromny ekran ustawiony na wprost kanapy i dalej kuchni, żebyś mógł popatrzeć na mdłe, rosyjskie seriale, wiadomości albo inne programy, jednocześnie robiąc sobie kolację. Po co ci to było? Żebyś nie musiał słyszeć ciszy mieszkania. Telewizor miał dawać wrażenie, że nie jesteś tutaj sam. Głosem spikera zapełniałeś poczucie samotności. Brawo, stary.
Dzisiaj nie miałeś ochoty bawić się kucharza i udawać, że znasz się na rzeczy. Otworzyłeś lodówkę, wypiłeś ponad litr schłodzonej wody i z konsternacją stwierdziłeś, że poza kilkoma innymi butelkami i majonezem, właściwie nic w niej nie ma. Znowu zapomniałeś o zakupach, ale przecież nic się nie stało – jutro masz wolne i wszystkim się zajmiesz, o ile nie zapomnisz. Jak na razie woda zapełniła twój żołądek, dając mu ulotne i złudne poczucie napełnienia, więc ruszyłeś pod prysznic. Wychodząc z kuchni, zdjąłeś bluzę i przewiesiłeś ją przez krzesło w prowizorycznej jadalni przy ogromnym oknie, za którym rozciągał się widok na oświetlone latarniami i neonami miasto. Koszulkę zdjąłeś w sypialni i beztrosko rzuciłeś ją na łóżko. Uśmiechnąłeś się do swojego odbicia w wielkich, przeszklonych drzwiach szafy. Rozpinałeś spodnie, wchodząc do łazienki. Nie odmówiłeś sobie chwilowego podziwiania się w lustrze. Najprawdopodobniej byłeś bardzo próżny.
Tak, racja, byłeś.
Zdjąłeś spodnie i starłeś się sobie wytłumaczyć, że to w sumie nie jest nic złego, że jesteś estetą i podziwiasz tylko piękno i to nie jest twoja wina, że sam jesteś jednocześnie obserwatorem i obiektem obserwacji. Tak już po prostu jest i tyle.
Wziąłeś zimny prysznic, bo tylko taki był w stanie zmyć z ciebie ból każdego mięśnia po intensywnym treningu siłowym. Ból – to także ciekawa sprawa. Znałeś się z nim bardzo dobrze. Można powiedzieć, że byliście ze sobą blisko, chociaż wasz związek był specyficzny. Byłeś na niego odporny, nie przeszkadzał ci, jednak odczuwałeś go, chyba jak każdy. Nauczyłeś się z nim żyć, współistnieć – punkt dla ciebie.
Stałeś pod prysznicem nie dłużej niż dziesięć minut – szybko jak na twoje preferencje, byleby tylko pozbyć się nieprzyjemnego zapachu i uczucia zmęczenia fizycznego. Potem przeszedłeś do sypialni, nawet nie zdążyłeś się ubrać, bo dopadło cię zmęczenie psychiczne. Z zadziwiającą gracją opadłeś na łóżko i zasnąłeś od razu. 


***
odcinki będą krótkie - moim zdaniem. mniej więcej takiej długości, raczej krótsze niż dłuższe. 
zaczynamy tak nijak, właściwie - tak spokojnie: od zakochanego w sobie, zapominalskiego i troszeczkę nieporządnego Łukasza, żebyście mogli wczuć się powoli w klimat, zrozumieć o co mi chodzi  i mam nadzieję pokochać moją jego wersję :)
 chyba nie zanudzam was za bardzo? 
Hej, a wiecie, że w Mar del Plata grają właśnie "kalinkę"? ;d  
całuję, Ś.

zapraszam was na: - Andrzeja - i - Reprezentację - 



O kim? O Łukaszu Ż.
Kiedy? W najbliższej przyszłości.
Po co? Hm, dlaczego nie?

Opowiastka melodramatyczna, poczytna, niekoniecznie dobra. Bez szczęśliwego zakończenia, bo takie układy jak między tą parą nie mogą się dobrze zakończyć.
Wiecie jak ciężko jest przebrnąć przez życie, jeśli uparcie trzymamy się jednego punktu w przeszłości i nie mamy zamiaru pogodzić się z faktem, że przecież co było, to było, a życie trwa.
Wszystko płynie.
Łzy najszybciej.
Szczególnie te pełne bólu, zgorzknienia, złości, nienawiści i zazdrości.
Szczególnie, jeśli płaczemy przez kogoś, kogo kochamy całym sercem.
Szczególnie, jeśli ten ktoś ma nas gdzieś.

A może tylko udaje...?


Startujemy 20 lipca, żuczki.
Całuję, Ś.